Wielokrotnie pisaliśmy o tajemniczych pracach ziemnych prowadzonych u zbiegu ulic Piastowskiej i Emilii Plater. Wreszcie uderzyliśmy pięścią w stół, gdy wbrew Prawu prasowemu kolejny nasz artykuł został zignorowany przez urzędy. Urzędnicy mogą być przecież osobami wybrednymi i nie muszą nas czytać. Dostarczyliśmy więc im tekst pocztą i przypominając o obowiązku udzielenia odpowiedzi na krytykę w terminie miesięcznym, czekaliśmy. Było warto!

Sprawa nam się dawno znudziła. Ale Czytelnikom – wprost przeciwnie. Po każdej wzmiance na jej temat, która ukazywała się na naszym portalu słali do Redakcji posty pełne oburzenia. Pierwszy tekst opublikowaliśmy na początku lutego po telefonach od okolicznych mieszkańców. Sprawdziliśmy – na posesji w centrum miasta karczowano krzewy, wycinano drzewa (owocowe), a koparka przekopywała ziemię.

Na placu sąsiadującym bezpośrednio z miejskim prosektorium ktoś przemieszczał tony ziemi. Z budownictwem mamy tyle wspólnego co w dzieciństwie w piaskownicy. Przyjęliśmy jednak, że prace na posesji nie są dziecinadą i mają jakiś logiczny cel. Nic nie przypominało tam zabawy w przesypywanie piasku z wiaderka Michasia do foremki Zuzi. Przeciwnie. Wyglądało, że tym celem jest budowa domu. Niestety, na placu nie było stosownej tablicy informacyjnej, a indagowany przez nas powiatowy inspektor budowlany nie znał nawet nazwiska inwestora. W tamtym czasie nikt nie miał pozwolenia na budowę w tym miejscu. Ludzie byli oburzeni i sugerowali, że to samowolka.

Później przyszedł marzec, a wiadomo jak to w marcu. Jak w garncu. To ekipy ryjące w ziemi schodziły z placu wraz z maszynami, to pojawiali się na nim inspektorzy ochrony środowiska lub nadzoru budowlanego. Innym razem inwestora wzywano do inspektoratu, aby osobiście złożył wyjaśnienia. Jako że pozwolenia nadal nie było, inwestor zaprzeczał, że buduje i przyznawał się wyłącznie do wykonywania prac porządkowych na placu. Ale rowy były coraz głębsze...

 Pod koniec marca opublikowaliśmy czwarty tekst. Wykopy były już zaawansowane na tyle, że mógłby się w nich chyba zmieścić dorosły człowiek. Tym razem jednak  postanowiliśmy pomóc właściwym w tej kwestii urzędom wywiązać się z obowiązków, które nakłada na nie ustawa prasowa. Zdajemy sobie sprawę, jak trudno odpowiadać na krytykę medialną, jeśli nie ma się dostępu do internetu lub przegapiło się akurat te artykuły, które dotyczyły sprawy. Dlatego posłaliśmy ów tekst pocztą, przypominając że urząd ma miesiąc na ustosunkowanie się do krytyki prasowej.

Na odpowiedź z Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego nie musieliśmy czekać ustawowego miesiąca. Fax dostaliśmy w tych dniach. Pan inżynier Józef Paluch informuje w nim, że na placu kopie teraz wyłącznie „Therma”, która przekłada w inne miejsce istniejący ciepłociąg,  aby nie kolidował z...przyszłym budynkiem. Inspektor próbuje nas przekonać, że prowadzone wcześniej przez inwestora prace ziemne nie były związane z budową wielorodzinnego domu mieszkalnego, na którą właściciel gruntu długo nie miał zezwolenia. Ale w połowie marca pozwolenie wreszcie wydano i formalnie nie ma się do czego przyczepić. Wczoraj na placu pojawiła się wreszcie charakterystyczna żółta tablica.

 Ustawiono ją tyłem do ulicy, przez co trudno cokolwiek się z niej dowiedzieć. Ale dobrze, że jest w ogóle.
Na koniec urzędnik doradza nam, abyśmy z przyszłości w swoich publikacjach zachowali powściągliwość i kulturę wypowiedzi, nadto powstrzymali się od „zbędnych domniemań i posądzeń wszystkich instytucji i osób o akty złej woli”. Przyjmujemy słowa pana inspektora powiatowego z synowską pokorą i chcemy się zrewanżować. Pragniemy, aby w swojej niełatwej pracy zawsze pamiętał, że nawet kopanie w nosie ma - poza przyjemnością - jakiś cel nadrzędny. Tym bardziej, kopanie w ziemi.

Naszym skromnym zdaniem, żadne przepisy - a tym bardziej ich interpretacje przez wyższe instancje urzędnicze - nie powinny zwalniać od myślenia. Jeśli więc ktoś robi głębokie wykopy w gęsto zaludnionej okolicy, to chcielibyśmy wiedzieć kto jest za to odpowiedzialny, by umieć adresować ewentualne zastrzeżenia do sposobu zabezpieczenia dołów np. przed dziećmi. Jako podatnikom, którzy utrzymują inspektora wraz z personelem zależy nam w szczególności na tym, aby w swojej pracy słuchał głównie głosu zdrowego rozsądku. Dopiero w następnej kolejności – wskazówek centrali.

Żeby była pełna jasność. Cieszą nas rządowe prace zmierzające do rezygnacji z obowiązku ubiegania się o zezwolenia na budowę przez developerów. Decyzja w tej sprawie zmniejszy obciążenia biurokratyczne w gospodarce. Dopóki to jednak nie nastąpi, muszą być przestrzegane aktualnie obowiązujące przepisy. Na tym sprawę uważamy dla portalu za zakończoną. Rzecz jasna, działaniom bielskiego nadzoru budowlanego będziemy się nadal przyglądali.

                                                                                                                                               Robert Kowal

Czytaj więcej:
www.bielsko.biala.pl/1306,artykuly („Robią co chcą?!”)
www.bielsko.biala.pl/1308,artykuly „(Samowola z prosektorium w tle”)
www.bielsko.biala.pl/1318,artykuly („Tam na razie jest śmietnisko”)
www.bielsko.biala.pl/1346,artykuly („Festiwal złej woli”)

PS. W odpowiedzi na cykl naszych tekstów interwencyjnych, w dniu 21 kwietnia br. otrzymaliśmy pismo komendanta bielskiej Straży Miejskiej w tej sprawie. Zamieszczamy je w całości i bez komentarza.
„W związku z artykułem „Festiwal złej woli” (...) przeprowadzona została kontrola wskazanej posesji, w wyniku której ustalono:
- teren przy ul. E.Plater w rejonie Instytutu Medycyny Sądowej jest ogrodzony i oznakowany tablicą „teren prywatny”; ogrodzenie jest szczelne i kompletne, co wyklucza inne aniżeli celowe, przedostanie się na ten teren osób postronnych, zatem prowadzone tam prace nie zagrażają bezpieczeństwu osób trzecich,
- dodatkowo na ogrodzeniu umieszczone są tablice informujące o niebezpiecznych dla życia
i zdrowia pracach ziemnych prowadzonych na terenie wewnątrz ogrodzenia,
- na parceli przeprowadzone zostały prace ziemne, a nawieziona tam duża ilość ziemi została częściowo rozplantowana,
- na posesji nie stwierdzono żadnych skupisk odpadów stałych.
Biorąc powyższe pod uwagę należy uznać, że wg stanu na dzień prowadzonej kontroli nie zostało popełnione tam żadne wykroczenie, a właściciel/administrator posesji nie naruszył przepisów porządkowych obowiązujących na terenie gminy Bielsko-Biała, których nadzór należy wg kompetencji do Straży Miejskiej.
Poleciłem strażnikom miejskim, w których rejonie służbowym znajduje się ww. posesja, do okresowej kontroli jej stanu porządkowego, również w jej bezpośrednim sąsiedztwie, również dróg dojazdowych pod kątem zanieczyszczenia drogi publicznej mogące powstać wskutek prowadzonych tam prac ziemnych”.
                                                                                Komendant Straży Miejskiej
                                                                                 mgr Andrzej Grzegorzek