Miłośnicy narciarstwa z niepokojem patrzą na Szyndzielnię, górę od co najmniej 100 lat kojarzącą się z zimową aktywnością. Nie chodzi o problemy z planowanym od kilku lat przez władze miasta turystycznym zagospodarowaniem zboczy Szyndzielni i Dębowca, lecz sprawę bardziej przyziemną.
 
Na nartach można z Szyndzielni zjechać zimą jedynie starą nartostradą wiodącą leśnym duktem prowadzącym przez Dębowiec. Już dawno straciła ona status nartostrady, zniknęły też umieszczone na niej niegdyś narciarskie oznaczenia. Jednak gospodarz kolejki linowej, czyli miejska spółka ZIAD, nadal utrzymuje tę trasę z myślą o narciarzach. Między innymi leżący na niej śnieg ubija ratrak. Wszystko po to, aby można było tamtędy bezpiecznie poruszać się na nartach. Trasa została także w tym celu przed kilku laty poszerzona. Wyprofilowano między innymi - nadając im bardziej łagodny kształt - ostre zakręty. Narciarze nadal postrzegają więc ten leśny dukt jako nartostradę, a przynajmniej jako przygotowywany z myślą o nich szlak narciarski.
 
Inaczej patrzą na tę drogę leśnicy, czyli jej gospodarze. Kilka tygodni temu na trakcie pojawiły się spychacze, które zaczęły po raz kolejny „modelować” jej przebieg. Rosnące wzdłuż trasy drzewa są wycinane, a droga poszerzana. Wyraźnie widać, że leśnicy mają w stosunku do niej własne plany. Niepokoi to narciarską brać. Miłośnicy śnieżnych szusów boją się, że prowadzone tam prace mogą sprawić, iż nie będzie się jej dało przygotować do sezonu tak, aby można było poruszać się po niej bezpiecznie. Co będzie, na przykład gdy leśnicy zaczną w środku sezonu zwozić tamtędy lub składować drewno?
 
Hubert Kobarski, nadleśniczy w Nadleśnictwie Bielsko potwierdza, że rozpoczęła się przebudowa tego leśnego traktu. Wymusiły ją względy ochrony przeciwpożarowej (poszerzenie niektórych fragmentów drogi zalecili strażacy, mający już raz trudności z jej pokonaniem, gdy paliło się w schronisku na Szyndzielni). Trakt przygotowywany jest też z myślą o planowanej w tym rejonie wycince drzew i innych pracach związanych z gospodarką leśną. Nadleśniczy podkreśla raz jeszcze, że droga nie jest nartostradą i nie może być tak traktowana. Nie kryje zdziwienia, że prace tam prowadzone mogą budzić niepokój narciarzy.

 
Z wypowiedzi nadleśniczego wynika, że sytuacja mogłaby wyglądać inaczej, gdyby ktoś (na przykład spółka ZIAD), komu zależy na przywróceniu dawnego narciarskiego charakteru tej górskiej drogi, wystąpił oficjalnie do nadleśnictwa z prośbą o wytyczeniu tamtędy trasy narciarskiej. Do tej pory jednak nikt tego nie zrobił, choć - jak przyznaje Hubert Kobarski - nieoficjalne rozmowy były na ten temat z nadleśnictwem prowadzone.
 
Podpisanie takiego porozumienia jest ważne, bo wiadomo byłoby wtedy kto odpowiada za bezpieczeństwo narciarzy zjeżdżających z Szyndzielni, czy też za przygotowanie i oznaczenie narciarskiego traktu. Narciarzom pozostaje więc tylko nadzieja, że zanim spadnie śnieg, ciężki sprzęt zniknie ze starej nartostrady, a leśnicy zaczną z niej korzystać - zwożąc ścięte drewno-dopiero na wiosnę. Choć trzeba pamiętać, że „żniwa” w lesie przypadają na okres zimowy, kiedy to zgodnie ze sztuką ścina się drzewa. 
 
Dobrą wiadomością dla aktywnie wypoczywających w rejonie Szyndzielni i Dębowca jest to, że w końcu leśnicy odbudują zerwany przez powódź mostek na trakcie prowadzącym podnóżami Cubernioka, spod schroniska na Dębowcu do Doliny Wapienicy. Mostek został zniszczony w maju ubiegłego roku i od tego czasu ci, którzy korzystają z tej leśnej drogi - a jest ona bardzo popularna zarówno wśród pieszych, jak i rowerzystów, a nawet konnych jeźdźców - muszą pokonywać głęboki jar w dość karkołomny sposób. Z różnych przyczyn prace nad odbudową przeprawy nieco się odwlekły i rozpoczęły dopiero przed kilku dniami. Most ma być gotowy - jak powiedział nam Hubert Kobarski - jeszcze przed końcem roku.
 
Marcin Płużek (Kronika Beskidzka)