Przed katowickim sądem wznowiona została rozprawa, której przedmiotem jest sztandarowa inwestycja Bielska-Białej - wiadukt w ciągu ul. Wyzwolenia, który oddano do użytku niemal dokładnie trzy lata temu. To przy jego budowie jeden z podwykonawców miał wręczać łapówki budowlańcom, a później zbankrutował.

Pechowym podwykonawcą jest Arkadiusz Bąk, właściciel firmy ?Iwitrans? z Mazańcowic. Kiedy cztery lata temu zaczynał prace przy wykopach pod nowy wiadukt, aby zachować dobre układy z budowlańcami musiał im płacić. Jak ustaliło późniejsze śledztwo katowickiej prokuratury, podwykonawca zafundował kierownikowi budowy wycieczkę do RPA. Podarował mu też drogi zegarek i opłacał wizyty w agencji towarzyskiej. Podobne przyjemności finansował też kolejnemu oskarżonemu, dyrektorowi kontraktu.

Zła ziemia

 - Te prezenty, obiadki i wycieczki traktowane były przez drogowców jak coś, co im się należy niczym psu miska - przyznaje dzisiaj Bąk. - Nie dało się inaczej, jeśli się chciało mieć np. płatności realizowane na czas.

Pan Arkadiusz zdecydował się ujawnić proceder. W zamian nie został oskarżony przez prokuraturę o wręczanie łapówek. Tym, którzy zasiedli na ławie oskarżonych - kierownikowi budowy i dyrektorowi kontraktu - grozi kara pozbawienia wolności do lat pięciu. Jeden z nich przyznał się do winy.

Wątek łapówkarski nie jest jedyny, który znajdzie swój finał w sądzie. Jeszcze w tym miesiącu na wokandzie znajdzie się sprawa doprowadzenia firmy ?Iwitrans? do bankructwa. - Od trzech lat usiłowałem zaskarżyć głównego wykonawcę, ale nie było mnie stać na opłatę sądową - mówi Arkadiusz Bąk. - Dopiero teraz stało się to możliwe.

Przedsiębiorca pozwał wykonawcę wiaduktu, ?Budimex? o zapłatę 3,8 mln zł. - Pracowałem przy wiadukcie uczciwie, w mrozie, deszczu, w nocy, żeby zdążyć z terminami - podkreśla powód. - Wszystko szło dobrze do momentu, gdy okazało się, że ziemia, którą usuwamy, nie nadaje się do dalszego wykorzystania przy tej samej inwestycji.

Miliony na aneks

To był moment przełomowy dla firmy Arkadiusza Bąka, gdyż zgodnie z tzw. specyfikacją techniczną i dokumentacją projektową, którą w ofercie przetargowej dostarczył inwestor, czyli bielski MZD, ziemia znajdująca się na terenie powstającego wiaduktu miała być wykorzystana do budowy nasypów pod nowe drogi. MZD przedstawił ?Budimexowi? ekspertyzę geologiczną w tej sprawie.

 - Gdy przystępowaliśmy do umowy, rzecz jasna skalkulowaliśmy nasz kosztorys w oparciu o tę ekspertyzę. Innymi słowy, zobowiązując się do usypania nasypów, nie braliśmy pod uwagę kosztów zakupu kilkudziesięciu tysięcy metrów sześciennych kruszywa, bo wykonawca zapewnił nas, że nadaje się to, które wcześniej wybierzemy z innego miejsca na tym samym terenie - przekonuje Bąk.

Gdy jednak zaczęto wydobywać ziemię, która miała być wykorzystana do formowania nasypów, dyrektor kontraktu zdyskwalifikował grunt pochodzący z wykopu do budowy nasypów. Zgodnie z umową, ?Iwitrans? miał dostarczyć materiał, więc aby nie schodzić z budowy, firma zgodziła się, żeby ?Budimex? zakupił brakujące kruszywo, potrącając sobie koszty z bieżącego wynagrodzenia dla firmie Bąka.

- Te pieniądze miały nam być później zwrócone na podstawie aneksu do umowy - tłumaczy przedsiębiorca. W ten sposób ?Iwitrans? wykonał podbudowę pod ulice Czerwoną, Bukietową, Piekarską i Lwowską oraz rondo i łącznik. W sumie za dodatkowe 2,8 mln zł.

Niedźwiedzia przysługa

Ale pieniądze nie trafiły na konto firmy pana Arkadiusza. Niedługo po tym, jak poszedł się poskarżyć w MZD na niesolidność głównego wykonawcy, umowa z nim została rozwiązana w trybie natychmiastowym. W efekcie Bąk stracił firmę i został z wielkim długiem do spłacenia.

?Budimex? od początku twierdzi, że pozbył się firmy Arkadiusza Bąka, bo niesolidnie wykonywała swoją pracę. Jak było naprawdę, ustali sąd. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że ?Iwitrans? pracował przy wykopach? nielegalnie. Specyfikacja przetargowa zabraniała bowiem głównemu wykonawcy zatrudniać firmy zewnętrzne do tego typu prac.

 - Dowiedziałem się o tym, kiedy poszedłem poskarżyć się do MZD - twierdzi powód. Z kolei ?Budimex? tłumaczy, że zatrudnił firmę zewnętrzną, aby pomóc lokalnemu rynkowi pracy.

Tekst i foto: Krzysztof Oremus