W dawnym Bielsku i w dawnej Białej robotnicy nie mieli łatwego życia. Nie dość, że zarabiali marne grosze, to jeszcze za udział w świętowaniu 1 maja grożono im wyrzuceniem z pracy. Mimo to bielsko-bialscy robotnicy nie dawali sobie w kaszę dmuchać.

W drugiej połowie XIX wieku Bielsko było silnym ośrodkiem przemysłowym. W położonych nad Białą fabrykach pracowało około dziesięciu tysięcy robotników. Także w sąsiedniej Białej funkcjonowało sporo zakładów przemysłowych zatrudniających znaczną liczbę pracowników. Więc bielsko-bialscy robotnicy stanowili poważną siłę, z którą - w razie pracowniczych niepokojów - musiały się liczyć lokalne władze.

Tak na przykład stało się w maju 1872 roku, kiedy to doszło do pierwszego powszechnego strajku bielsko-bialskich robotników. Strajk ten przerodził się w uliczne rozruchy. Doszło do wybijania szyb w fabrycznych budynkach oraz do ataku na synagogę (wielu fabrykantów było pochodzenia żydowskiego). Spokój na ulicach obu miast przywróciło dopiero wojsko przybyłe z Cieszyna i Wadowic (ani Bielsko ani Biała nie miały wówczas stałego garnizonu wojskowego).

Kilkanaście lat później, wiosną 1890 roku, nad Białą zrobiło się jeszcze bardziej nerwowo. Powody były dwa. Po pierwsze, grupująca robotnicze partie z różnych krajów II Międzynarodówka zdecydowała, że dzień 1 maja będzie robotniczym świętem. Więc i bielsko-bialscy robotnicy szykowali się do tego święta, co bardzo niepokoiło miejscowych fabrykantów. Po drugie, w kwietniu 1890 roku w Zagłębiu Karwińsko-Ostrawskim wybuchł strajk górników, który zyskał poparcie wielu robotników ze Śląska Cieszyńskiego.

Władze Bielska i Białej oraz właściciele fabryk bali się, że także miejscowi robotnicy będą chcieli okazać solidarność z karwińsko-ostrawskimi górnikami. Gdy więc wśród zarabiających marne grosze bielsko-bialskich robotników zaczął się pojawiać postulat podwyżki płac, sytuacja zaczęła robić się bardzo napięta, bo powodów do robotniczego wybuchu było aż nadto. A oliwy do ognia dolali jeszcze bielscy fabrykanci oświadczając, że ci pracownicy, którzy będą świętować 1 maja, pożegnają się z robotą. Żeby w razie potrzeby mieć jak i kim reagować, nad Białą ściągnięto wojsko - piechurów z Wadowic i ułanów z Kęt.

23 kwietnia na obecnym placu Wolności w Białej zorganizowano robotniczy wiec. Aktywista z innego miasta miał zebranym przedstawić aktualną sytuację społeczno-polityczną, a robotnicy mieli także nadzieję dowiedzieć się, w jaki sposób mają świętować 1 maja. Na plac Wolności przyszło 2-3 tysiące ludzi. Wśród nich sporo było będących pod wpływem alkoholu lub wręcz pijanych. Ponieważ zapowiedziany mówca się nie pojawił, a policja zaczęła wzywać tłum do rozejścia się, sytuacja gęstniała. Skończyło się wybuchem agresji - tłum ruszył na ulicę 11 Listopada rabować sklepy z alkoholem, gorzelnie i gospody.

Choć był to zwykły rabunek, części uczestników tych zajść mogło się wydawać, że ich działania mają wyższy cel, gdyż okradano głównie Żydów, wskazywanych często jako przyczyna robotniczej biedy. Ułanom nie udało się opanować sytuacji, gdyż zostali zablokowani w wąskich uliczkach Białej. Wtedy do akcji wkroczyli piechurzy. Na grad kamieni i butelek odpowiedzieli ogniem. W rejonie zbiegu ulicy Żywieckiej i Krakowskiej od kul padło jedenaście osób, a najmłodszy z poległych miał zaledwie szesnaście lat. Dodajmy, że ta krwawa, robotnicza jatka odbiła się głośnym echem w całej Europie, przygotowującej się właśnie do obchodów 1 maja.

Robotnicze boje miały też miejsce w dwudziestoleciu międzywojennym. Na przykład w maju 1931 roku fabrykanci branży włókienniczej, zasłaniając się trudną sytuacją na rynku, chcieli obciąć swoim pracownikom i tak już nędzne płace. Odpowiedzią był strajk bielskich i bialskich włókniarzy. Gdy chciano ich zastąpić łamistrajkami, robotnicy nie dopuścili ich do maszyn. Groźba wybuchu społecznego była w obu miastach tak duża, że sprawa zaniepokoiła centralne władze, które nacisnęły na fabrykantów i strajk zakończył się robotniczym sukcesem - do obniżki zarobków nie doszło.

Pięć lat później strajk wybuchł w firmie Lenko, gdzie warunki pracy były wyjątkowo ciężkie, a płace wyjątkowo marne. Protestujący robotnicy domagali się zaniechania redukcji zatrudnienia, rezygnacji z planowanej obniżki płac oraz usunięcia z fabryki pewnego znienawidzonego przez załogę kierownika. Gdy próbowano wprowadzić do zakładu łamistrajków, doszło do bitwy, którą wygrali strajkujący robotnicy.

Wkrótce otrzymali potężne wsparcie. Na znak solidarności z załogą Lenko stanęły zakłady w Bielsku, Białej, Czechowicach, Kętach, Ustroniu, Goleszowie i Żywcu. Na ulicach Bielska doszło także do potyczki robotników z policją, którą stróże prawa przegrali. Władze państwowe bojąc się, że lokalny konflikt stanie się zarzewiem społecznych niepokojów na dużą skalę, skłoniły dyrekcję Lenko do ustępstw - żądania strajkującej załogi zostały spełnione.

Sławomir Horowski (Kronika Beskidzka)