Na frontowej ścianie zabytkowego gmachu przy placu Chrobrego w Bielsku-Białej pojawił się wielki napis ?Do wynajęcia?. Ogromne, czerwone litery, na równie mocno rzucającym się w oczy jaskrawożółtym tle, widoczne są z daleka - napis jakby ?krzyczał? do przechodniów.

W tym, że napis zachęca do skorzystania z oferty najmu, nie byłoby nic szczególnego, gdyby nie to, że nachalny ?szyld? najzwyczajniej w świecie nie pasuje do kamiennej elewacji monumentalnego gmachu, psując estetykę całego otoczenia placu. Chodzi tymczasem o jedno z najbardziej reprezentacyjnych miejsc w Bielsku-Białej, objęte ochroną konserwatorską.

Kto pozwolił tak ?ozdobić? plac Chrobrego? Okazuje się, że nikt zgody na umieszczenie liter na budynku nie wydawał. Więcej: żadnej zgody na wywieszenie napisu właściciel nieruchomości nie musiał uzyskiwać! Rzecz w tym, że litery pojawiły się nie bezpośrednio na murze, lecz w... oknach. Budynek co prawda jest obiektem zabytkowym (powstał w 1938 roku, jako siedziba Komunalnej Kasy Oszczędności), ale...

 - Gdyby właściciel chciał dokonać jakichkolwiek przeróbek czy zmian w wyglądzie elewacji, w tym umieścić na ścianie jakiś szyld czy napis, musiałby uzyskać na to zezwolenie budowlane - tłumaczy Krzysztof Gieleciak, miejski plastyk w Bielsku-Białej. - Nawet wywieszenie na zabytkowej elewacji tymczasowego baneru reklamowego wymagałoby zgody konserwatora zabytków. W przypadku zaklejenia szyb w oknach trudno jednak mówić o pracach budowlanych czy naruszeniu substancji zabytkowej. Dlatego też w takim wypadku złamanie prawa budowlanego czy zapisów ustawy o ochronie zabytków nie wchodzi raczej w grę.

Podobnego zdania są także pracownicy służb ochrony. W bielskiej delegaturze Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Katowicach dowiedzieliśmy się nawet, że właściciel gmachu wystąpił najpierw o zgodę na zawieszenie na elewacji baneru reklamowego i gdy takowej nie uzyskał, na szybach okien pojawiły się  litery.

Okazuje się, iż takie działanie jest w Bielsku-Białej (i nie tylko) powszechną praktyką stosowaną przez właścicieli lokali użytkowych. Na szybach okien oraz witrynach wielu zabytkowych budynków przyklejone są kolorowe reklamy, których w żadnym razie właściciel nieruchomości nie mógłby zamontować na zewnętrznej elewacji. Po prostu nie uzyskałby na to zgody. Przodują w tym zwłaszcza banki. Wystarczy przejść się chociażby ulicą 11 Listopada, aby zobaczyć, że prawie wszystkie okna banków funkcjonujących w zabytkowych kamieniczkach są szczelnie zaklejone kolorowymi materiałami promocyjnymi.

Urzędnicy są w praktyce bezsilni w walce z tym zjawiskiem, a jedyną nadzieją na to, że coś się w tej materii zmieni jest prezydencka ustawa o ochronie krajobrazu, której projekt trafił już do Sejmu. Jeśli zostanie uchwalona, władze samorządowe będą miały wpływ na to, gdzie i jakie reklamy na terenie danej gminy można będzie umieszczać. Co najważniejsze, będzie to dotyczyło całej przestrzeni miejskiej, w tym gruntów i budynków prywatnych, a nie tylko domeny publicznej. Póki co jednak ustawy nie ma...

Krzysztof Gieleciak mimo to zapewnia, że sprawa liter w oknach gmachu przy placu Chrobrego nie pozostanie bez reakcji władz miasta. Jest bowiem oczywiste, że napis w tych miejscach kłóci się z charakterem miejskiej przestrzeni. Dlatego też - zapowiedział miejski plastyk - po konsultacjach z prawnikami podjęte zostaną działania mające doprowadzić do usunięcia liter z okien budynku. Czy przyniosą one efekt? Czas pokaże.

A co na to obecny właściciel gmachu przy placu Chrobrego? W firmie, do której obecnie obiekt ten należy, usłyszeliśmy, że...napis umieszczony jest tylko na szybach budynku, a poza tym ma on charakter tymczasowy. Zniknie z okien, gdy tylko znajdą się najemcy na oferowane tam lokale użytkowe. Poza tym, gdy to nastąpi, nie tylko znikną kolorowe litery, lecz budynek na powrót ożyje i jak dawniej jego frontowa elewacja będzie nocami oświetlona. Podświetlany będzie także ogromny, kolorowy witraż w oknie pawilonu stanowiącego integralną część budowli.

Obecny właściciel zapewnia również, że gmach nadal będzie pełnił funkcję budynku biurowego.

Marcin Płużek (Kronika Beskidzka)