Czarne kłęby dymu wydobywające się z komina spalarni przy Szpitalu Wojewódzkim w Bielsku-Białej przeraziły okolicznych mieszkańców do tego stopnia, że teraz żądają już tylko jednego - likwidacji spalarni. Czy ludzie, aby nie przesadzają?

 - Działamy zgodnie z przepisami i wydanymi decyzjami, monitorując przebieg procesu - twierdzi Paweł Wojciechowski, pełnomocnik firmy Eko-Top, dzierżawiącej obecnie spalarnię. - Trujecie nas! - przekonują mieszkańcy (relację z ostatniego zebrania w tej sprawie w Cygańskim Lesie znajdziesz w artykule Burzliwe spotkanie w sprawie spalarni).

Firma Eko-Top działalność w spalarni rozpoczęła przed rokiem. W krótkim czasie uzyskała zezwolenie Marszałka Województwa Śląskiego na zwiększenie maksymalnej, dopuszczalnej ilości spalanych odpadów do 2,4 tys. ton rocznie. To aż sześć razy więcej od poprzedniego pułapu. Zwiększenie nastąpiło jednak bez modernizacji systemu spalania. To właśnie wtedy, w którymś momencie z komina zaczęły buchać kłęby czarnego dymu.

 - Jesteśmy przerażeni, boimy się o własne zdrowie i życie - mówi Arkadiusz Trząski, jeden z mieszkańców. - Argumenty przedstawicieli firmy zupełnie nas nie uspokajają. Wręcz przeciwnie, utwierdzają w przekonaniu, że słusznie robimy, żądając zamknięcia spalarni.

Dziwna filozofia

Od niedawna protestujący mają również własne, twarde argumenty na poparcie tezy o szkodliwości pracy spalarni. Jest to m.in. przytaczana już kilka dni wcześniej przez nasz portal informacja o piśmie skierowanym przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska do marszałka województwa. Po przeprowadzeniu kontroli okazało się, że spalarnia działa m.in. bez specjalnego filtra na kominie. Może to być przyczyną uwalniania się do atmosfery niebezpiecznych związków.

 - Dziwne jest to, że kiedy poprzednie przedsiębiorstwo dzierżawiące spalarnię utylizowało w niej głównie odpady szpitalne, ale w znacznie mniejszym zakresie - zauważa pan Arkadiusz - to filtr był. A teraz, kiedy spalać można kilka razy więcej, filtra już nie ma, i to za zgodą marszałka. Trudno zrozumieć taką filozofię.

Aż do skutku

Spalarnia budziła wiele kontrowersji już kilkanaście lat temu, gdy powstawała. Mieszkańcy protestowali, lecz urzędnicy postawili na swoim. Z czasem emocje opadły, by teraz powrócić ze zdwojoną siłą.

 - To obiekt o przestarzałej technologii. Powinien być zamknięty, a nie dopuszczony do zwiększonej ilości spalanego odpadu - tłumaczy pan Arek, który wyraża opinię mieszkańców okolicznych domów, zmuszonych wdychać to, co wydostaje się z komina. - Dlatego nie ustąpimy. I nie chodzi o jakieś częściowe załatwienie problemu. My tej spalarni tutaj po prostu nie chcemy. Mamy prawo żyć w spokoju.

ko