Przeglądając archiwalne gazety z 1892 roku w rubryce zdarzeń nadzwyczajnych, natrafiłem na kilka ciekawych informacji, które komentowali ówcześni. W tamtym czasie mieszkańców Bielska i Białej zajmowały takie sensacje, jak pożar browaru, tragedia w fabryce sukna Frotera, handel żywym towarem czy afera szpiegowska. W cytatach zachowaliśmy oryginalną pisownię.

Stare porzekadło mówi, że Co ma wisieć, nie utonie, jednak inna mądrość ludowa przekonuje, że co komu pisane, to go spotka. W przykry sposób przekonał się o tym Wojciech Kliszowic z Łodygowic, który w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia wracał pociągiem robotniczym do domu. Gdy przechodził podczas jazdy z wagonu do wagonu, noga mu się osunęła i wypadł. Wprawdzie nie pod koła pociągu, ale do głębokiej wody i... utonął. - Nieszczęśliwego pochowano na katolickim cmentarzu w Lipniku. 

Z nożem na dozorcę

W lutym szczególnie ubolewali miłośnicy orzeźwiającego napoju chmielowego. Lokalna prasa informowała: - Spaliła się tu część browaru należącego do Hollandera, Hübnela i Spółki. Przez siedem godzin pracowała bielsko-bialska ochotnicza straż pożarna, aby ugasić ogień, co się jej dopiero około wieczora udało. Szkoda wynosi około 130.000 złr. Ogień zniszczył 300.000 kg słodu w wartości 60.000 złr. i 3000 do 4000 kg chmielu. Browar ten jest asekurowany.

Wiele komentarzy wywoła także desperacja niejakiego Józef Krawczyka, który w kwietniu 1892 roku przebywał w areszcie śledczym sądu powiatowego w Białej pod zarzutem kradzieży. - Dnia 23 bm. rzucił się Krawczyk podczas rozdawania obiadu z nożem na dozorcę, pchnął do dwukrotnie w piersi, nie skaleczywszy go ciężko, ponieważ dozorca miał na sobie grubą odzież zimową. Następnie uciekł z więzienia i pobiegł w stronę ku Lipnikowi. Żandarmerya i policya udała się za nim w pogoń. Gdy Krawczyk widział, że zostanie złapany, poderżnął sobie gardło z taką siłą, że nóż doszedł aż do kości pacierzowej. Śmierć nastąpiła natychmiast.

W końcu XIX wieku coraz popularniejsze wśród robotników były hasła socjalistyczne. Nosicielami tych idei byli głównie przybysze z zaboru rosyjskiego. W czerwcu do Białej przybył komisarz policji Rostrzewski z Krakowa i aresztował w fabryce Schirna anarchistę Ignacego Popławskiego - studenta z Warszawy, który jako robotnik miał krzewić zasady socjalistyczne.

Wydobyte z domów rozpusty

Jak się jednak okazało: - Popławski został niewinnie oskarżony przez szpiega moskiewskiego nazwiskiem Hendigery, który wielu Polaków niewinnie denuncyował, i na żądanie rządu rosyjskiego aresztowany przez policyę krakowską. Obecnie Popławski pracuje znowu w fabryce Schirna w Białej, bo się policya przekonała o jego niewinności, natomiast szpieg Hendigery został aresztowany i będzie mu wytoczony proces.

Do prawdziwej tragedii doszło w Bielsku 21 lipca 1892 roku w fabryce sukna Förstera na Purcelbergu, gdy życie straciło czterech robotników. Przy czyszczeniu głównego kotła para dostała się z rezerwowego kotła do niego i oparzyła trzech robotników tak silnie, że zaraz w ogromnem gorącu przestali żyć. Czwarty znajdował się blisko otworu kotła, i mniej wprawdzie ucierpiał, lecz poparzenie było tak mocne, że w szpitalu umarł wśród okropnych boleści. W kotle zginęli; Andrzej Kosiarz z Janowic, żonaty, mający 26 lat; Jerzy Kreis z Wapienicy, żonaty, mający 37 lat i Tomasz Nikiel z Mesznej, swobodny, mający 22 lata; w szpitalu zaś umarł 19-letni Michał Kaiser z Bystrej. O tym wypadku mówiło się dużo, gdyż wszystko wskazywało, że para z rezerwowego kotła bez działania osób trzecich nie mogła się przedostać. Pytanie pozostawało otwarte, czy to był głupi kawał z tragicznym finałem, czy też zbrodnia.

Jesienią do Bielska powróciły dziewczęta, które władzy konsularnej w Konstantynopolu udało się wydobyć z domów rozpusty. Jak się okazało, kilkadziesiąt dziewcząt, w tym z naszego regionu, zostało podstępem wywiezionych do Turcji, gdzie je sprzedano. W październiku odbył się proces karny przed trybunałem przysięgłych we Lwowie, a na ławie oskarżonych zasiadło 27 Żydów i Żydówek.

Zawiedziona miłość rzemieślnika

 - Oskarżeni postępowali zwykle w ten sposób, że upatrzywszy odpowiednie biedne dziewczęta, obiecywali im według okoliczności dobre posady np. „kasyerek albo służbę panien pokojowych" itp. w Ameryce lub w Rumunii, a sprowadziwszy je ostatecznie na kolej, oddawali je oczekującym już na kolei ajentom, którzy nieświadome drogi dziewczęta odwozili do Konstantynopola i tam je sprzedawali - informowała prasa.

20 listopada po raz kolejny przypomniano sobie o nakazach dekalogu mówiących, aby dzień święty święcić. - W fabryce Josephyego poszło sześciu robotników do ogrodu p. Josephyego kopać piasek i osiewać na formy i modele. W ogrodzie tym jest głęboka jama, a gdy w niej dwaj robotnicy piasek kopali, czterech ten piasek wywoziło, nagle oberwały się brzegi, i zasypał ich piasek zupełnie. Po wydobyciu ich obaj już nie żyli. Jeden pozostawił wdowę i troje dzieci, drugi wdowę i jedno dziecko, pierwszy pochodził z polskiej Bystrej, drugi ze śląskich Mikuszowic.

Natomiast w grudni ulica z dużym zaangażowaniem komentowała zawiedzioną miłość młodego rzemieślnika z Bielska. - Niejaki Kapa 20-letni rzemieślnik z Białej usiłował otruć się fosforem z zapałek. Zamiar jego na szczęście spostrzeżono, i przywołany lekarz dr Reich uratował niedoszłego samobójcę. Przyczyną samobójstwa miała być wzgardzona miłość.

Jacek Kachel

Na zdjęciach: oryginalne ilustracje artykułów prasowych z 1892