Życie potrafi nas mile zaskakiwać, ale też i ciężko doświadczać. Najtrudniej jest, gdy choruje dziecko, a najgorzej jest usłyszeć diagnozę - choroba nowotworowa: chłoniak  Hodgkina st. IV. To wydarzyło się 7 stycznia 2015 roku - napisali do portalu rodzice 16-letniego Mateusza Kurowskiego z Wilkowic.

Dla nas, rodziców, to był najkoszmarniejszy dzień, ale co na to wszystko miał powiedzieć nasz 16-letni syn, który właśnie rozpoczął naukę w wymarzonym Technikum Informatycznym, wkraczając w nowy etap swojego młodzieńczego życia? Od lutego podjął chemioterapię i radioterapię. Jego domem stał się szpital onkologiczny. W ciągu kilku miesięcy z młodego chłopca przerodził się w mężczyznę, który poznał ból, cierpienie i smutek. Niejednokrotnie, jeśli tylko pozwalał mu stan zdrowia, widząc płacz małych dzieci - pacjentów oddziału onkologii - i zmęczenie ich rodziców, z chęcią włączał się w pomoc i opiekę nad maluchami, niosąc chwilę wytchnienia strudzonym opiekunom.

Gdy w październiku leczenie zostało zakończone sukcesem, nasza radość była wielka. Wreszcie  mogliśmy być rodziną. Taką zwyczajną, normalną, całotygodniową, 30-dniową. A nie jak do tej  pory, przez dziewięć miesięcy - Mateusz z mamą w Zabrzu, a tata Mateusza z jego bratem w domu, w Wilkowicach. Tata musiał chodzić do pracy, aby utrzymać dom i rodzinę, a brat do szkoły.  Jedynym dniem spotkań była niedziela, którą celebrowaliśmy jak wielkie święto. Cieszyliśmy się na nią ogromnie.

Nasza radość i spokój trwały niespełna miesiąc. W listopadzie podczas badania kontrolnego PET "czarne chmury" znów pojawiły się nad naszą rodziną. Diagnoza - wczesna wznowa chłoniaka Hodkgina. I tak nasze plany znowu zostały oddalone w czasie. Znów szpital stał się drugim domem, pełną rodziną byliśmy tylko w niedzielę. Od 1,5 roku prowadzimy taki tryb życia. Cały czas razem, a jednak oddzielnie. Tęsknimy za sobą, wzmacniamy się i pocieszamy, rozmawiając przez telefon.

Dziś, po intensywnym leczeniu onkologicznym Mateusz jest w trakcie procedur przygotowawczych do autologicznej transplantacji szpiku kostnego we Wrocławiu. Ta informacja o leczeniu pojawiła się nagle. W  ogóle nie byliśmy na nią  przygotowani. Przygotowanie domu dla dziecka, które wymaga warunków całkowicie sterylnych, jest bardzo kosztowne. Chodzi m.in. o zakup antyalergicznej pościeli, nowych garnków, urządzeń do gotowania (szybkowar, parowar, wyciskarka do soków) potrzebnych do gotowania przy specjalnej diecie, odkurzacza do ścian i kratek wentylacyjnych, gdyż w domu jest tylko ogrzewanie kominkowe, niewskazane po przeszczepie. Trzeba też kupić rolety przeciwsłoneczne, gdyż wszystkie firanki i dywany zatrzymujące kurz muszą być zlikwidowane.

Próbujemy odnaleźć się w tej nowej i trudnej dla nas sytuacji. Najtrudniejszy jest dla nas brak czasu.  Autoprzeszczep  zaplanowano  na maj. Sytuacja rodzinna jest trudna. Pracuje tylko tata. Mama bardzo poważnie choruje - ma padaczkę i jest na rencie. Wierzymy, że znajdzie się ktoś, kto pomoże nam pokonać trudności finansowe i pomóc wejść Mateuszowi w dorosłe życie zdrowym i ze spełnionymi marzeniami.

Także my możemy wesprzeć Mateusza i jego rodzinę i pomóc im w tej wyjątkowej i trudnej sytuacji. Zachęcamy Państwa do dokonania wpłaty na indywidualny numer subkonta, na którym gromadzone są środki potrzebne w procesie leczenia. Za wszelką pomoc w imieniu rodziny serdecznie dziękujemy.

Fundacja ISKIERKA
na rzecz dzieci z chorobą nowotworową
Warszawa 02-460, Daimlera 2
ING Bank Śląski nr konta:
93 1050 0099 6781 1000 1000 0466
1% KRS 0000248546
cel szczegółowy: „Mateusz Kurowski”