Jest szansa, że jeszcze tej jesieni do służby w Beskidach trafi nowoczesny śmigłowiec ratowniczy. Możliwe, że miejscem jego stacjonowania będzie Bielsko-Biała. W zeszłym tygodniu odbyło się w tej sprawie spotkanie w Ministerstwie Spaw Wewnętrznych i Administracji.

Pozyskanie specjalistycznego śmigłowca, który wsparłby działania beskidzkich ratowników górskich było tematem spotkania, jakie odbyło się 19 maja br. w MSWiA. Uczestniczyli w nim m.in. Jarosław Zieliński, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji, Stanisław Szwed, wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej, Jerzy Siodłak i Włodzimierz Lach jako przedstawiciele Grupy Beskidzkiej GOPR, Wojciech Gorgolewski ze Stowarzyszenia Ratownictwa Lotniczego w Beskidach oraz poseł Grzegorz Puda, jeden z głównych animatorów przedsięwzięcia.

Pięć zamiast trzydziestu

- Obecnie rozważane są różne opcje - zdradza poseł Puda. - Jedna z nich zakłada zakup śmigłowca nowego lub używanego, który stacjonowałby w sezonie jesienno-zimowym w Beskidach, a latem na Pomorzu lub na Mazurach, gdzie służyłby jednostkom WOPR. Inna wersja przewiduje, że byłby on podnajmowany od podmiotów prywatnych. Ostateczna decyzja zapadnie w ministerstwie po przeanalizowaniu kosztów i innych istotnych uwarunkowań - przybliża parlamentarzysta.

Poseł Grzegorz Puda przypomina, że własnym śmigłowcem ratowniczym dysponuje obecnie TOPR. - Tymczasem w porównaniu z obszarem działania Grupy Beskidzkiej GOPR obsługuje on o wiele mniejszą powierzchnię i na terenie jego operowania jest znacznie mniej wypadków - stwierdza nasz rozmówca.

Parlamentarzysta wyjaśnia, że w razie potrzeby wsparcia ratownikom górskim w Beskidach udzielają teraz śmigłowce Lotniczego Pogotowia Ratunkowego (LPR) z Krakowa lub Gliwic. - Od chwili zgłoszenia przylot na miejsce akcji zajmuje im ponad pół godziny - argumentuje poseł. - Gdyby do akcji wylatywał z Bielska-Białej, byłyby np. na Babiej Górze w pięć-siedem minut - podkreśla.

Latające karetki

Inny problem, zdaniem posła, polega na tym, że Eurocoptery EC-135 będące na wyposażeniu LPR nie są przystosowane do działania w trudnych warunkach górskich.

 - Rok temu taka maszyna brała udział w akcji ratowniczej w Szczyrku, kiedy w tragicznym wypadku zginął paralotniarz - przyznaje Grzegorz Puda. - Ale zdołała wylądować tylko dlatego, że obok znajdowała się polana i były dogodne warunki - uważa poseł, przekonując, że śmigłowce LPR dobrze spisują się w roli latających karetek pogotowia, ale nie nadają się do skomplikowanych operacji ratowniczych w górach, gdy np. trzeba przez dłuższy czas zawisnąć nad stokiem, by podjąć rannego.

Tysiące interwencji

Naczelnik Grupy Beskidzkiej GOPR Jerzy Siodłak przypomina, że na przełomie lat 80. i 90. ub. wieku bazą śmigłowca ratowniczego był Szczyrk. - Uważamy, że warto wrócić do takiego rozwiązania - przekonuje szef beskidzkich ratowników. - Służyłby on nie tylko GOPR-owi, ale także strażakom i policjantom. Mamy nadzieję, że taki sprzęt trafi do nas jeszcze przed zimą.

Grupa Beskidzka GOPR odnotowuje średnio 2 tys. interwencji w sezonie zimowym. Zdaniem naczelnika Siodłaka, statystyki te zapewne będą wyższe wraz ze wzrostem liczby turystów w Beskidach po oddaniu do użytku dwóch nowych ośrodków narciarskich w Szczyrku: Beskid Sport Areny i należącego do Słowaków Szczyrkowskiego Ośrodka Narciarskiego.

W opinii naszych rozmówców, optymalną bazą dla śmigłowca w Beskidach byłyby Bielsko-Biała (np. lotnisko w Aleksandrowicach), Kaniów, Szczyrk lub Żywiec.

Maciej Chrobak

Foto: Grupa Beskidzka GOPR