W niedzielę minęło 45 lat od najtragiczniejszego pożaru w historii PRL, w wyniku którego śmierć w płomieniach poniosły 33 osoby, kolejne cztery w wyniku obrażeń zmarły w szpitalu, a  ponad setka  odniosła poważne rany. Czarny dym i słupy ognia przez wiele godzin widoczne były z daleka.

To była sobota i choć pewne szczegóły wskazywały od dawna na możliwość wystąpienia  zagrożenia, to nikt nie  zawracał sobie tym głowy. Do tej pory nic złego się nie wydarzyło, więc i dalej jakoś powinno być. To właśnie brak wyobraźni, ukrywanie faktów, filozofia  socjalizmu oraz „oszczędna” gospodarka dewizami doprowadziły do tragedii, jaka miała miejsce 45 lat temu w Czechowicach.

Państwowa cenzura działała

Na początku lat 60. minionego stulecia w Rafinerii Nafty w Czechowicach przeprowadzono gruntowną modernizację, w wyniku  której ponad dziesięciokrotnie wzrosły  moce przerobowe zakładu, największego wtedy przetwórcy ropy w tej części kraju. Modernizując zakład, zabezpieczenia przeciwpożarowe pozostawiono na poziomie manufaktury (przestarzała instalacja odgromowa, zaledwie dwa samochody pożarnicze marki STAR25) i choć ówczesny dyrektor wielokrotnie pisemnie monitował w sprawie tych braków do władz centralnych, to niezmiennie otrzymywał tą samą odpowiedź - „brak dewiz”.

W styczniu i na początku czerwca  1971 doszło w rafinerii do dwóch groźnych pożarów, ale informacje o tym nie ujrzały światła dziennego. System państwowej cenzury skutecznie zadziałał i przecieku do mediów nie było. Po pierwszym z tych pożarów poprawiono instalację ppoż., ale nie było protokołu prób instalacji ani jej odbioru. W kwietniu zakładowa straż pożarna dokonała przeglądu tej „udoskonalonej” instalacji, stwierdzając jej niesprawność techniczną.

W czerwcu instalacje przeciwpożarowe w rafinerii teoretycznie spełniały wszelkie normy bezpieczeństwa. Wybudowane zbyt blisko siebie 15-metrowe  zbiorniki (bez powszechnych już wtedy dachów pływających) wyposażone były w zraszacze ścian i instalacje pianotwórcze. Ale to była tylko teoria, którą praktyka niebawem brutalnie zweryfikowała.

Zapłon od pioruna

26 czerwca pod wieczór nad miastem przeszła krótka burza. W rafinerii przetaczano akurat ropę z cystern do jednego ze zbiorników o pojemności ok. 12,5 tys. ton, gdy w kominek oddechowy zbiornika „251” uderzył piorun, powodując zapłon mieszaniny par węglowodorowych. Była godz. 19.50, gdy się zaczęło. Instalacje zraszające zbiorniki były niesprawne i strażacy mogli polegać tylko na tym, co przywieziono na wozach strażackich. 

Dwom zakładowym wozom strażackim przybyły z odsieczą trzy sekcje straży pożarnej z Bielska-Białej, a także OSP z terenu Czechowic-Dziedzic oraz ówczesnych powiatów bielskiego, oświęcimskiego i cieszyńskiego. Byli strażacy z Komorowic, Mazańcowic, Kaniowa, Bestwiny, Bestwinki, Janowic, Ligoty, Zabrzega, Starej Wsi, Godziszki oraz Dankowic. Później dodatkowo przybyły jednostki z Gliwic, Chorzowa, Rybnika, Zabrza, Tychów, Pszczyny, Chrzanowa, Katowic i Krakowa.

ezwano straże dysponujące ciężkim sprzętem do podawania piany gaśniczej z Oświęcimia, Trzebini, Kędzierzyna, Blachowni Śląskiej, Jasła, Raciborza, Koźla i Zgierza. Z jednostki wojskowej 3131 z Bielska-Białej przyjechało 160 żołnierzy. Do gaszenia pożaru przybyły drużyny zakładowych oddziałów samoobrony przemysłu chemicznego, m.in. z Olsztyna, Bydgoszczy, Grudziądza, Ząbkowic Śląskich, Wolbromia, Brzegu Dolnego i Alwerni, zgrupowane na bielskich Błoniach na XIV Eliminacjach Zakładowych Oddziałów Samoobrony Ministerstwa Przemysłu Chemicznego.

Środki chemiczne z NRD

Po północy, gdy wszystkim wydawało się, iż pożar został opanowany, z gaszonego zbiornika pod ogromnym ciśnieniem zaczęła wydobywać się para, a o godz. 1.20 nastąpiła silna eksplozja. Rozpalona do 1,2 tys. st. C ropa wytrysła we wszystkich kierunkach - rozrzut sięgał nawet 250 metrów. Na miejscu zginęły (zostały spalone) 33 osoby, kolejne cztery w wyniku obrażeń zmarły w szpitalach, 106 odniosło obrażenia.  Walka z żywiołem trwała 69 godzin i wzięło w niej udział 2610 strażaków z 371 sekcji, w tym 58 strażaków z 13 sekcji z Czechosłowacji.

Użyto 313 samochodów gaśniczych i 49 ciężarowych, 34 ciężkie pojazdy wodno-pianowe, sześć samochodów proszkowych, dwie autodrabiny, 15 agregatów pianotwórczych, 11 działek pianowych, 197 pomp pożarniczych, 81 tys. m.b. węży. Od 26 czerwca do 1 lipca do gaszenia pożaru zużyto około 227 ton chemicznych środków gaśniczych sprowadzonych z NRD.

Kosztowna lekcja

Pożar miał wiele przyczyn, z których najważniejsze to: niesprawna instalacja chłodząca zbiorniki, niedrożna instalacja pianowa, brak odpowiedniego sprzętu technicznego i środków gaśniczych (tzw. ciężkiej piany), zbyt ciasno rozmieszczone zbiorniki i ich przestarzała konstrukcja (brak tzw. pływających dachów), nieodpowiednia instalacja odgromowa, nieodpowiednie drogi pożarowe (wylane asfaltem pod wpływem żaru zapalały się).

Straty były ogromne. Odbudowa rafinerii trwała cztery miesiące i zaowocowała nowoczesną instalacją odgromową, gaśniczą oraz "pływającymi dachami", które uniemożliwiają zgromadzeniu się par węglowodorów nad powierzchnią ropy. Znalazły się także dewizy, których wcześniej brakowało. Władza wyciągnęła wnioski z wcześniejszych błędów. Czy musiało dojść do aż takiej tragedii?

W kilka miesięcy  po pożarze pojawiła się informacja, że pod koniec lat 60. Amerykanie proponowali nam zakup bądź dzierżawę na korzystnych warunkach dwóch samolotów specjalistycznych, których używali do gaszenia pożarów. Władysław Gomułka kategorycznie odrzucił imperialistyczną propozycję. Okazało się, że straty poniesione w wyniku katastrofy wielokrotnie przewyższyły kilkuletnie koszty utrzymywania tych samolotów w gotowości.

Krzysztof Kozik

Na zdjęciach: pomnik żołnierzy JW 3131 z Bielska-Białej, którzy zginęli w trakcie pożaru rafinerii w 1971. Pomnik stał kiedyś na terenie jednostki na Błoniach, obecnie mieści się tam kampus ATH.