W latach 90. centrum Bielska-Białej tętniło handlowym życiem. To były złote lata nie tylko dla ul. 11 Listopada. Gdy przyszła era wielkich galerii handlowych i „sieciówek”, dla wielu „starych” kupców nastały trudne czasy. Również dla „Domu Dziecka” Barbary Hadydoń.

Sklep z artykułami dziecięcymi „Dom Dziecka” obchodził w ubiegłym roku 55. rocznicę istnienia. Barbara Hadydoń jest z nim związana od początku, od 1960 r., kiedy rozpoczęła tu pracę jako uczennica. W początkowym okresie sklep mieścił się przy ul. Dzierżyńskiego (obecnie ul. 11 Listopada), naprzeciwko apteki „Pod Koroną”. Już wówczas wyróżniał się przepiękną wystawą ozdobioną ręcznymi malowidłami. I już wtedy zaglądała tu znakomita klientela.

Piesek pani Marii

 - Pewnego razu, kiedy byłam jeszcze uczennicą - wspomina Barbara Hadydoń - do sklepu przyszła pani Maria Koterbska. Miała ze sobą małego, rudego jamniczka. Ponieważ kupowała ubranko dla syna zaoferowałam, że zajmę się pieskiem. Pamiętam, jaka byłam dumna, kiedy pani Maria powiedziała mi potem, że muszę być bardzo miłą osobą, bo rzadko się zdarza, żeby jej pupil kogoś tak polubił - uśmiecha się nasza rozmówczyni.

Po wyburzeniu w 1974 r. Bazarów Zamkowych (tzw. Wysokiego Trotuaru), część znajdujących się tam sklepów przeniesiono na ul. Barlickiego, do pomieszczeń, w których wcześniej mieściły się biura różnych przedsiębiorstw (m.in. PSS „Społem”, MHD). W 1975 r. do jednego z takich lokali przeprowadził się także „Dom Dziecka”.

W czasach PRL handel, podobnie jak inne gałęzie gospodarki, był upaństwowiony i podlegał regułom centralnego planowania. W tym okresie pracodawcą dla Barbary Hadydoń, jak i dla innych pracowników sklepu, było Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Handlu Wewnętrznego (WPHW). W początkach lat 80. nasza bohaterka awansuje i zostaje kierowniczką sklepu. Sytuacja zmienia się w 1990 r. W związku z prywatyzacją placówek handlowych Barbara Hadydoń przejmuje wówczas sklep i od tamtej pory prowadzi go na własny rachunek.

Złote lata dziewięćdziesiąte

W latach 90. centrum Bielska-Białej tętniło handlowym życiem. To były złote lata nie tylko dla ul. 11 Listopada, ulicy wspaniałych butików i salonów mody. - Piękna wystawa pod rozświetlonym neonem przykuwała uwagę klientów z całej Polski – opowiada Barbara Hadydoń. - Trafiały się również osobistości z zagranicy, jak czeska piosenkarka Gabriela Goldová (Gabi Gold). - W okresie największej prosperity sklep zatrudniał kilkunastu pracowników – mówi kobieta dodając, że osobiście wykształciła w zawodzie sprzedawcy prawie stu uczniów.

W tamtym okresie „Dom Dziecka” często angażował się w działania na rzecz podopiecznych sierocińców i ośrodków pomocy społecznej. Organizował także bezpłatne mikołaki dla dzieci z całego miasta. Występowali w nich znani bielscy aktorzy. – Każde dziecko otrzymywało od św. Mikołaja prezent. Było mnóstwo wzruszeń i radości - przybliża nasza rozmówczyni. - Te imprezy odbywały się w naszym sklepie przez10 lat z rzędu - dodaje. 

Wraz z nadejściem ery wielkich galerii handlowych i konkurencji „sieciówek”, dla wielu „starych” kupców nastały jednak trudne czasy. Kłopoty nie ominęły również „Domu Dziecka”. Wysoki czynsz sprawił, że w 2015 r., po czterdziestu latach, sklep musiał opuścić lokal przy ul. Barlickiego. Zajął mniejsze pomieszczenia przy ul. Krasińskiego 6, niedaleko placu Chrobrego. I mimo, że także personel stopniał do dwóch osób, właścicielka nie traci optymizmu.

Pieniądz to nie wszystko?

 - Mamy stałych klientów, a nasza oferta różni się od konkurencji - zapewnia Barbara Hadydoń. - Kierujemy się jakością i preferujemy sprawdzonych producentów krajowych, z którymi współpracujemy od lat. Dopóki liczy się tradycja i człowiek, a pieniądz to nie wszystko, takie firmy jak nasza mają szansę przetrwać - uważa właścicielka „Domu Dziecka”.

Czas pokaże, czy „Dom Dziecka” Barbary Hadydoń wyjdzie zwycięsko z tej nowej odsłony „bitwy o handel”. Niepokoi fakt, że w ostatnich latach z bielskich ulic zniknęło wiele firm z długimi tradycjami (np. księgarnia „Oświata”, sklep cukierniczy „Wedel” i - całkiem niedawno - apteka „Pod Jeleniem”). Nie zawsze jest więc tak, że „tradycja i człowiek” wystarczają. Z drugiej strony na całym świecie stare kupieckie szyldy, wpisane w pejzaż i tradycję zabytkowych miast, przysparzają im blasku i uroku. Trzeba pamiętać, że są to tego typu wartości, które - raz utracone - nie dają się już nigdy odtworzyć.

Maciej Chrobak

Na zdjęciu: wystawa pod rozświetlonym neonem przykuwała uwagę klientów z całej Polski. „Dom Dziecka” organizował bezpłatne mikołajki dla dzieci z całego miasta (foto: Barbara Hadydoń).