Wojna rozdzieliła ją z matką. Jako dziecko trafiła do Auschwitz Birkenau. Przedstawiamy dramatyczne losy Lidii Maksymowicz, która cudem przeżyła piekło. Na motywach jej biografii nakręcono w 1974 polsko-rosyjski film pt. „Zapamiętaj imię swoje”. Nasza bohaterka wspomina powojenne Bielsko jako miasto kolorowe i pełne kwiatów.

Lidia Maksymowicz pochodzi  z Mińska na Białorusi, skąd na skutek niemieckich represji za tamtejsze akcje partyzanckie została w 1943 r wraz z matką aresztowana i deportowana do KL Auschwitz. Miała wtedy trzy lata i nazywała się Ludmiła Boczarowa.

Głód zagłuszał tęsknotę

 - Byłam dzieckiem, które najdłużej żyło w Auschwitz. Jak wiele dzieci, wpadłam w ręce Mengelego. Pomimo sędziwego wieku, do dziś mam na ciele ślady po jego zastrzykach i szczepionkach. W baraku panował mróz i ciągła atmosfera strachu. Nie było zabawek, nie pozwalano nam rozmawiać z innymi dziećmi. Ciągle panował głód, który zagłuszał nawet tęsknotę za bliskimi. Nie pamiętałam nawet twarzy mojej matki. Jeszcze w areszcie nauczyła mnie, żeby nie płakać i nie zwracać na siebie uwagi. Pamiętam, że w obozie nocą przynosiła mi jedzenie i to pomogło mi przeżyć - opowiada.

W styczniu 1945 mamę Lidii pognano w Marszu Śmierci. Dziewczynka z niewielką grupą dzieci została w obozie, gdzie doczekała wkroczenia Armii Czerwonej.

 - Do dziecięcego baraku weszli żołnierze w zupełnie innych mundurach. Mieli czerwoną gwiazdkę na czapkach. Siedzieliśmy wystraszeni na pryczach i patrzyliśmy. Atmosfera strachu bardzo szybko się rozładowała, bo dostaliśmy od nich ludzkie jedzenie. Smak pajdy chleba z margaryną i kubek gorącej kawy z mlekiem zapamiętałam na całe życie - wspomina.

Nowi rodzice i kolorowe miasto

Kiedy ksiądz podczas mszy zachęcał mieszkańców Oświęcimia i okolic, aby przygarnęli sieroty z obozu, państwo Rydzikowcy zdecydowali się zaopiekować dziewczynką, której nadali imię Lidia.

 - Podziwiam moich rodziców. Kiedy mnie przygarnęli byłam smutnym, schorowanym dzieckiem z komplikacjami po eksperymentach medycznych. Jeszcze przez długi czas z innymi dziećmi na podwórku grałam tylko w obóz. Wydawałam komendy po niemiecku i organizowałam apele. Teraz po takich przeżyciach miałabym do dyspozycji sztab psychologów, wtedy nikt nie myślał o chorej psychice dzieci z obozu. Często byłyśmy same, bo rodzice pracowali.

Właśnie z tego okresu pochodzą jej wspomnienia związane z naszym miastem. - Bielsko-Biała jest mi szczególnie bliskie. Wychowałam się w Czańcu i jeździłam do Bielska najpierw na kwarantannę po wyjściu z obozu, a potem na wycieczki. Pamiętam, że zawsze lubiłam tam jeździć. Wydawało mi się kolorowe, pełne kwiatów, mimo, że przebywałam głównie w centrum miasta.

Niespokojny ptak

Biologiczną matkę spotkała po siedemnastu latach. Jej wizytę w ZSRR, którą zorganizowano z wielką pompą, obserwowały wszystkie miejscowe media. Proponowano jej tam studia i stały pobyt. Dwudziestoletnia Lidia podjęła jednak decyzję, że pozostanie w Polsce ze swoimi przybranymi rodzicami, bo tam jest jej dom. Matka uszanowała jej decyzję, ale dbała o to, by często się spotykały. Lidia do dzisiaj utrzymuje także serdeczny kontakt ze swoim biologicznym rodzeństwem.

Nasza bohaterka założyła własną rodzinę. Ma syna, dwie wnuczki i prawnuka. Przez jakiś czas mieszkała w Kozach, obecnie w Krakowie, gdzie opowiada o swoich losach podczas spotkań z młodzieżą. Mówi, że ma naturę niespokojnego ptaka, który ciągle się przemieszcza, więc możliwe, że kiedyś również odleci z Krakowa. Na motywach jej biografii nakręcono w 1974 polsko-rosyjski film pt. „Zapamiętaj imię swoje”.

Podkreśla, że przeżyła obóz, ale na zawsze pozbawiono ją zdolności kochania. - Nie byłam nauczona miłości. Kiedy upadło powstanie warszawskie i umieścili w baraku harcerki, one jako pierwsze nas przytulały. Dziecko uczy się miłości w najmłodszym wieku. Jeśli jej nie dostało w wieku 3-4 lat, to już nie nauczy się kochać. Tych uczuć mnie wyzbyto raz i na zawsze. Nawet nieświadome niczego dziecko wychodziło z obozu z poprzekręcaną psychiką, pustym sercem.

Tekst i foto: Agnieszka Pollak-Olszowska