Stolica przytłacza, parlament pochłania indywidualności niczym gąbka. Całe szczęście, że mimo wszystko można jeszcze robić coś dla własnych wyborców. Po roku pracy w parlamencie bielski poseł Grzegorz Puda bynajmniej nie wydaje się być szczęśliwy w nowej roli i chociaż nie narzeka, to czuć, że tęskni za pracą w samorządzie.

 - Wyobrażałem sobie to zupełnie inaczej - nie ukrywa poseł. - Po pierwsze, nie sądziłem, że prace w parlamencie tak się ślimaczą. W Radzie Miejskiej było zupełnie odwrotnie, a ja jestem człowiekiem czynu i ciągle wydaje mi się, że czas ucieka mi przez palce.

Szeregowy poseł

Grzegorz Puda jako radny dał się poznać z bezkompromisowości w dążeniu do ustalania faktów. Pamiętamy wszak jego uparcie składane interpelacje w sprawie stoku Dębowca i dzierżawy gruntów, na których dzisiaj stoi ośrodek narciarski. Okazuje się, że w Sejmie nie da się już tak zażarcie walczyć o własne racje, nieraz wbrew zdaniu kolegów partyjnych, bo parlament nie lubi indywidualności.

 - To raczej zbiorowa praca - tłumaczy poseł Puda. - Taka mrówcza robota, gdzie każdy ma swoje miejsce i rolę do odegrania, niekoniecznie w świetle kamer.

Uparty jak Puda

Grzegorz Puda nie ma raczej tzw. parcia na szkło, co zresztą widoczne było również wtedy, gdy pełnił mandat radnego. Nie pcha się więc przed obiektywy fotoreporterów. - Nie po to zostałem posłem - mówi. - Wolę sam coś robić, chociażby mojego vloga, w którym co prawda nie czuję się zbyt dobrze, ale wiem, że jest to konieczna forma przekazu, jeśli się chce dotrzeć na przykład do młodszego pokolenia.

Z vlogiem pana Grzegorza było tak, że tuż po jego uruchomieniu wywołał on u kolegów partyjnych zdumienie i lekką konsternację. Okazuje się, że namawiano go do jego likwidacji. - Nie rozumiałem dlaczego - wyjaśnia poseł. - Na dodatek nikt nie potrafił mi racjonalnie wytłumaczyć, co jest złego w takim przekazie. Uparłem się więc i vlog pozostał. Teraz już nikomu nie przeszkadza.

Relaks na akordeonie

Indywidualizm posła Pudy objawia się również w działalności pozaparlamentarnej. Choćby dlatego, że nie chce mieć nic wspólnego z Domem Poselskim i przebywając w stolicy (średnio dwa tygodnie w miesiącu), woli wynajmować mieszkanie. - Tam jest… cóż, nie będę teraz o tym mówił - na twarzy Grzegorza Pudy pojawia się znaczący uśmiech. - W każdym razie to miejsce można porównać do akademika.

Może to i dobrze, że bielski poseł mieszka poza hotelem sejmowym. Od czerwca bowiem Grzegorz Puda uczy się w Warszawie gry na… akordeonie. - Cóż… Jedni spędzają czas w siłowni, inni w kawiarniach, ja postanowiłem nauczyć się gry na akordeonie - zwierza się nasz rozmówca. - To mnie znakomicie relaksuje i wycisza od zgiełku stolicy. Warszawa przygniata człowieka. Każdy jest tam anonimowy. Ludzie jadą w tramwaju i robią wszystko, by tylko nie spojrzeć drugiemu człowiekowi w oczy.

Radny czy poseł?

Mimo wszystkich niedogodności i lekkiego jednak rozczarowania, Grzegorz Puda stara się, jak zapewnia, uczciwie wypełniać powierzony mu mandat. Spotyka się z wyborcami, przyjmuje interesantów w swoim biurze poselskim, składa interpelacje, zabiega o korzyści dla swojego okręgu wyborczego. Patrząc na jego obecną działalność i aktywność poselską, można powiedzieć, że właśnie sprawy lokalne zajmują posłowi najwięcej czasu.

 - Robię to z przyjemnością i z obowiązku, ale teraz wiem, że paradoksalnie z Warszawy trudniej jest działać na rzecz miasta czy regionu - tłumaczy. - Aby być na bieżąco z tematami lokalnymi, najlepiej być na miejscu. Dlatego na co dzień współpracuję z kilkoma radnymi miejskimi, z którymi wspólnie rozwiązujemy wiele spraw. Z perspektywy Warszawy wszystko wygląda inaczej. Z drugiej strony taka też jest rola posła, by widzieć wszystko szerzej.

ko