W Bielsku-Białej wzrasta liczba kobiet wykonujących najstarszy zawód świata. Zmienia się też sposób świadczenia przez nie usług. Kiedyś przyjmowały klientów głównie w agencjach towarzyskich, teraz przeniosły działalność do prywatnych mieszkań, a uprawiany przez siebie proceder reklamują w internecie.

Prawo zakazuje nie tylko karania, ale również ewidencjonowania prostytutek. One jednak „rejestrują” się same: zdjęcia, numery telefonów i adresy mailowe umieszczają na portalach erotycznych.

Domówki kontra agencje

W 2010 roku firma Sedlak & Sedlak w opracowanym przez siebie raporcie szacowała, że w stolicy Podbeskidzia jest ok. 120 zawodowych prostytutek. Teraz z analizy zawartości największych ogólnopolskich witryn publikujących anonse towarzyskie (nazw nie podajemy, by ich nie promować) wynika, że na terenie miasta prostytucją zajmuje się regularnie co najmniej 200 osób (190 kobiet i 10 mężczyzn).

Wzrost jest więc znaczący. W branży - nie licząc sutenerów, ochroniarzy, kierowców, itd. - pracuje tylu ludzi, co w sporej wielkości przedsiębiorstwie. Wszystkie panie deklarują pełnoletność, najstarsza z nich dawno skończyła 60 lat. Jeden telefon do agencji towarzyskiej pozwala stwierdzić, że dane niekoniecznie są prawdziwe. Na pytanie o dziewczyny młodsze niż 18 lat, słychać odpowiedź: - Proszę przyjechać, pogadamy na miejscu…

Agencji w mieście działa kilka. Tzw. domówek, czyli normalnych mieszkań, w których prostytutki prowadzą swą działalność, jest kilkadziesiąt. Ich liczba, zwłaszcza w centrum, wciąż rośnie. Koszty najmu są niższe niż w przypadku lokali użytkowych, a ceny za usługi konkurencyjne w stosunku do tych obowiązujących w agencjach.

Za parę butów

 - Na całej kuli ziemskiej, niezależnie od rynku, cena usługi seksualnej świadczonej przez zawodową pracownicę równa się cenie pary męskich trzewików - pisał Marek Karpiński w książce „Najstarszy zawód świata. Historia prostytucji”. Prawidłowość ta sprawdza się również w Bielsku-Białej. Klient płaci zazwyczaj 150 zł za godzinę towarzystwa. To cena średnia. Są panie, które oferują swe wdzięki już za kilkadziesiąt złotych, są i takie, które żądają wielokrotnie więcej.

Wzrost liczby osób parających się prostytucją spowodował zaostrzenie konkurencji. Przejawia się to m.in. w rozszerzeniu oferty. Kobiety nie obawiają się, co było kiedyś chyba nie do pomyślenia, pokazać w internecie twarzy i zamieścić dostępnych dla każdego informacji, jakie to usługi proponują. A proponują wszystko. W ofercie brak tylko pedofilii i zoofilii, bo tego akurat zabrania polskie prawo.

Bezczynne państwo

Świadczenie usług seksualnych w zamian za pieniądze karalne nie jest, ale ściganiu podlega zmuszanie do prostytucji, stręczycielstwo (nakłanianie), kuplerstwo (ułatwianie) oraz sutenerstwo (czerpanie korzyści z uprawiania prostytucji przez inną osobę). Prostytutki w Polsce nie płacą podatków, nie są ubezpieczone, nie będą miały emerytur, nie przechodzą też obowiązkowych badań lekarskich. Państwo udaje, że problemu nie ma.

 - Znamy skalę zjawiska, trzymamy rękę na pulsie, kontrolujemy sytuację. Nasze działania mają charakter operacyjny i z natury rzeczy nie chcemy ich nagłaśniać. Zapewniam jednak, że je prowadzimy - mówi nadkomisarz Elwira Jurasz, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Bielsku-Białej. Pytana o konkrety, informuje o zatrzymaniach osób czerpiących korzyści z cudzego nierządu dokonanych w 2015 roku. A prostytutek w mieście przybywa.

Marek Żuliński