31-letnia Rozalia K. urodziła dziecko w fabryce, a następnie wrzuciła je do toalety. Noworodek został odwieziony do szpitala, lecz umarł po trzech godzinach z powodu uszkodzenia czaszki... To tylko jedno z tragicznych wydarzeń z przedwojennego Bielska, które zostało udokumentowane w aktach dostępnych dziś w Archiwum Państwowym w Bielsku-Białej.

Kwiecień 1923 roku. Robotnik wracający w godzinach popołudniowych z pracy usłyszał płacz dobiegający z podwórka fabryki lnu przy ul. Mostowej. Energicznie podbiegł w kierunku miejsca, skąd wydobywał się dźwięk. Widok, który zobaczył był szokujący. W toalecie topił się noworodek. Natychmiast go wyciągnął i wezwał pogotowie. Dziecko zostało odwiezione do szpitala w Bielsku. Niestety, z powodu poważnych uszkodzeń czaszki zmarło po trzech godzinach.

Poród w toalecie

Wezwana na miejsce akuszerka miała przebadać wszystkie kobiety pracujące w fabryce. Tylko u jednej - Rozalii K., stwierdziła mocne zakrwawienie będące najprawdopodobniej efektem porodu. Kobieta zaprzeczała jakoby urodziła dziecko. Dopiero kiedy została zbadana przez lekarza, przyznała się do czynu.

Prządka z Wilkowic zeznała, że będąc w toalecie na drugim piętrze fabryki doznała silnych boleści i zanim się zorientowała co się dzieje, urodziła dziecko. Noworodek wpadł do wody i rurą zsunął się na zewnątrz. Kobieta, nie martwiąc się o los dziewczynki, wróciła do pracy.

Zwyrodniałą matkę najpierw odwieziono do szpitala, a następnie do aresztu w Bielsku. Dwa miesiące po makabrycznym wydarzeniu poinformowano Dyrekcję Policji Województwa Śląskiego, że Rozalia K. została doprowadzona do więzienia w Cieszynie i tam będzie odbywała karę pozbawienia wolności.

Zarzut dzieciobójstwa

Bardzo podobne zdarzenie miało miejsce rok później. W październiku 1924 roku pracownica fabryki sukna Karola Wolfa w Bielsku Anna Z., która była już w ostatnich dniach brzemienności, poszła do toalety, bo zrobiło się jej słabo. - Podczas pobytu w klozecie powiła dziecię płci żeńskiej - czytamy w aktach policyjnych. Kobieta była tak słaba, że upadła na ziemię i nie dawała oznak życia, a noworodek wpadł do kanału.

Przenikliwy płacz dziecka usłyszała pracownica fabryki, która pobiegła zaalarmować resztę załogi. Robotnik wyciągnął dziecko z wody, a prządki zaopiekowały się na półprzytomną Anną Z. Wezwano pogotowie ratunkowe, które udzieliło niezbędnej pomocy matce i noworodkowi.

Sprawę postanowiono skierować do sądu, zarzucając Annie Z. próbę dzieciobójstwa. Niestety, akta policyjne nie dają odpowiedzi na pytanie, czy kobieta rzeczywiście została skazana za ten czyn. Nie są też znane dalsze losy wcześniaka. Po przywiezieniu do szpitala lekarze uznali jego stan za dobry.

Zwłoki na strychu

Jak czytamy w dokumentach archiwalnych Bielska, kolejna próba zabójstwa własnego dziecka miała miejsce w 1928 roku. Katarzyna K. pochodząca z Mazańcowic ukryła noworodka na strychu. Kilka dni później wezwała lekarza miejskiego i pokazała mu zwłoki dziecka. Lekarz nie znalazł jakichkolwiek śladów przemocy na ciele noworodka, ale zaniepokojony dziwnym zachowaniem matki, skierował sprawę do dalszego wyjaśnienia.

W toku powstępowania policyjnego okazało się, że kobieta wróciwszy z pracy zamknęła się w mieszkaniu, tak aby nikt nie mógł wejść. Usiadła na wiadro i zaczęła rodzić. Zrobiło jej się bardzo słabo i padła na podłogę. Dopiero, gdy poczuła się lepiej, spostrzegła, że w wiadrze jest dziecko. Będąc w szoku, zawinęła je w brudne łachmany i wyniosła na strych, zacierając za sobą wszelkie ślady. Oskarżona tłumaczyła się, że była w tak złym stanie, iż nie wiedziała nawet, czy narodzone dziecko żyje.

Komisja sądowo-lekarska nie potwierdziła jednak wersji matki. Jednoznacznie ustaliła, że dziecko przyszło na świat żywe, lecz umarło wskutek zaniedbania. Prawdopodobną przyczyną śmierci było przyduszenie noworodka.

Alan Jakman

Na zdjęciu tytułowym: fabryka Karola Wolfa w Bielsku (fot. www.visitbielsko.pl).