Panuje przekonanie, że ustawowe zmiany, które weszły w życie 1 stycznia br. uczyniły wycinkę drzew rzeczą banalnie prostą. O tym, że liberalizacja prawa w tej dziedzinie poszła za daleko świadczą nie tylko protesty ekologów, ale także sejmowe przymiarki do ponownego zaostrzenia przepisów. Jest jednak i druga strona medalu. Słychać bowiem też głosy, że nowe przepisy wycinkę drzew… utrudniają. Jak tłumaczyć ten paradoks?

Nowe przepisy niewątpliwie ułatwiają życie wielu osobom fizycznym, które planują wycinkę na własnych posesjach. Od stycznia nie potrzebują w tym celu żadnych zezwoleń. Z punktu widzenia deweloperów sprawa nie jest już jednak tak oczywista. - Nowe zasady wycinki wyhamowały wiele inwestycji - alarmował kilka dni temu Dziennik Gazeta Prawna. - Warszawa, Kraków, Gdańsk, Wrocław, Poznań to miasta, w których nie zostały podjęte uchwały w sprawie opłat za usunięcie drzew i krzewów. Efekt? Zastopowanie w branży deweloperskiej - pisał autor artykułu.

Stawki odstraszają

Problem w tym, że nowe przepisy utrzymały obowiązek posiadania zezwoleń dla osób, które planują wycinkę w celach związanych z działalnością gospodarczą. Zezwolenia takie określają m.in. wysokość opłat za usunięcie drzewa lub krzewu. Dotychczas stawki te były regulowane odgórnie przez ministra środowiska w drodze rozporządzenia. Od 1 stycznia br. jest inaczej: decydują o nich w drodze uchwał rady gmin. Jeśli jednak rada gminy uchwały nie przyjmie, stosuje się maksymalną stawkę wynikającą z ustawy. Stawki ustawowe zaś rzeczywiście mogą odstraszać. „Opłata za usunięcie klonu zwyczajnego po nowelizacji to 80 500 zł” - wylicza przykładowo „Dziennik Gazeta Prawna”.

Bielsko-Biała zalicza się do miast, w których wspomnianej uchwały wciąż nie ma. Czym spowodowana jest ta zwłoka? I czy jej brak zastopuje inwestycje deweloperów?

 - Sugestia, że brak uchwały może wpłynąć na koszty budowy mieszkań jest gołosłowna - prostuje Tadeusz Januchta, naczelnik wydziału ochrony środowiska Urzędu Miejskiego w Bielsku-Białej. - Ustawa pozostawia bowiem furtkę pozwalającą na uniknięcie opłaty. Nie pobiera się jej, gdy osoba usuwająca drzewo dokona nasadzeń zastępczych. To rozwiązanie tańsze i preferowane. W ciągu minionych lat nie miałem przypadku, żeby ktoś wolał wnieść opłatę niż dokonać nasadzeń - zauważa nasz rozmówca.

Gdy nie wiadomo o co chodzi…

Z myślą o osobach, które będą jednak wolały płacić, Ratusz określi obowiązujące w Bielsku-Białej stawki. Obecnie trwają prace nad projektem odpowiedniej uchwały. W zamyśle mają być one znacznie niższe od ustawowych. Nim jednak projekt trafi pod obrady bielskich radnych, podjęta zostanie próba ujednolicenia stawek na terenie całego województwa. Z propozycją w tej sprawie wyszedł Śląski Związek Gmin i Powiatów. Obecnie prowadzone są konsultacje między zainteresowanymi samorządami.

Skąd się wziął zatem niepokój deweloperów? Jak wytłumaczyć ich obawy związane ze wzrostem kosztów inwestycji, skoro i tak nie płacą za wycinkę, decydując się na nasadzenia. - Deweloperzy po staremu będą unikać opłat wybierając nasadzenia zastępcze - nie ma wątpliwość znany ekspert z branży budowlanej. - Ale cała ta wrzawa może im być na rękę, np. żeby uzasadnić wzrost cen mieszkań - podejrzewa nasz rozmówca.

Maciej Chrobak