Plac Bolesława Chrobrego to centralny, reprezentacyjny punkt Bielska-Białej. Jego ozdobą przez kilkadziesiąt lat był modernistyczny gmach banku. Od pewnego czasu zabytkowy budynek nie wygląda najlepiej. Fronton szpecą reklamy, a będący jedną z wizytówek miasta monumentalny witraż ulega powolnej degradacji.

Nowoczesna, funkcjonalistyczna siedziba Komunalnej Kasy Oszczędności powstała tuż przed wojną. Jej projektantem był Paweł Juraszko. Po 1945 mieścił się tu oddział Narodowego Banku Polskiego, później właścicielem nieruchomości został Bank Śląski. Od 2014 budynek znajduje się w rękach prywatnych.

Brud i ciemność

Witraż przedstawiający panoramę miasta wraz z unoszącą się nad nim alegoryczną figurą Obfitości pochodzi z krakowskiej pracowni Stanisława Żeleńskiego. Jest to jeden z najstarszych i jednocześnie największych polskich witraży świeckich. Wypełnia całą powierzchnię frontowej ściany budynku i stanowi integralną część jego konstrukcji.

W tej chwili witraż, zwłaszcza z zewnątrz, prezentuje się źle. Jest po prostu brudny. Widać też, że podtrzymujące go metalowe ramy nadszarpnął ząb czasu. W nocy powinien mienić się feerią kolorów, ale niemrawo odbijają się w nim tylko światła uliczne. - Na podświetlenie brakuje pieniędzy - informują obecni właściciele.

 - Iluminacja zarówno witrażu, jak i całego budynku wiąże się ze stosunkowo wysokimi kosztami. Próbowaliśmy w tej sprawie porozumieć się z władzami miasta, uzyskać dofinansowanie. Nie udało się. Zależy nam, aby gmach prezentował się jak najlepiej, mamy jednak w tej chwili ograniczone możliwości finansowe. Myślę, że w przyszłości, gdy uda się nam wynająć wszystkie pomieszczenia, to się zmieni - mówi, zastrzegając sobie anonimowość, jeden z współwłaścicieli budynku.

O zabytki trzeba dbać

Jolanta Orawska-Wuttke prowadzi w Bielsku-Białej wraz z mężem Adamem pracownię witraży. Kilka lat temu, jeszcze na zlecenie Banku Śląskiego, oboje brali udział w konserwacji dzieła Stanisława Żeleńskiego. - Wtedy było ono w dobrym stanie. Jak jest teraz, nie wiem - twierdzi. I tłumaczy: - Każdy witraż, a już zwłaszcza przedwojenny, wykonany tradycyjną techniką, wymaga nadzoru i raz na dekadę dokładnej, fachowej kontroli. Tzw. kwatery, czyli ramki zrobione są z ołowiu. Metal ten się utlenia i, w przypadku braku konserwacji, witraż może się pod wpływem wiatru po prostu rozpaść.

Spytaliśmy współwłaściciela budynku, czy przeprowadza takie kontrole. - Bank Śląski, przygotowując gmach do sprzedaży, wykonał w nim dość gruntowne prace remontowe. Kupiony przez nas obiekt był i jest w dobrym stanie technicznym. Jeszcze zanim przeszedł w nasze ręce, kontaktowaliśmy się ze służbą ochrony zabytków, chodziło m.in. o dopuszczalny sposób użytkowania obiektu. Przestrzegamy wszelkich zaleceń konserwatora i, moim zdaniem, witrażowi w tej chwili nic nie zagraża - odpowiedział.

Za konserwację metra kwadratowego witrażu, nie licząc kosztów ekspertyz i przygotowania niezbędnej dokumentacji, trzeba zapłacić ok. 3,5 tys. zł. Ten przy placu Chrobrego jest duży, ale też spora jest powierzchnia budynku, którą właściciele przeznaczyli na wynajem - ponad 1700 m kw.

Będzie kontrola

Pieczę nad obiektem sprawuje bielska delegatura Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Katowicach. - Obecni właściciele chcieli urządzić w budynku sklep. Wyraziliśmy kategoryczny sprzeciw, m.in. dlatego, że planowano zmianę wyglądu frontowej elewacji gmachu. To nigdy nie było, nie jest i nie będzie możliwe - tłumaczy Jacek Konior, szef WUOZ. - Oczywiście, dopuszczalna jest zmiana sposobu użytkowania każdego budynku wpisanego do rejestru zabytków. Nie musi on pełnić swoich dotychczasowych funkcji, ale pod jednym podstawowym warunkiem: nie może dojść do utraty jego historycznych walorów - zaznacza Jacek Konior.

Jeśli chodzi o sam witraż, to szef WUOZ zadeklarował, że podległe mu służby dokonają w najbliższym czasie jego oględzin, a on sam skontaktuje się z właścicielami obiektu oraz przedstawicielami władz miejskich w celu przedyskutowania problemów z podświetleniem.

Marek Żuliński

Na zdjęciu tytułowym: plac Chrobrego 1 to jeden z najbardziej prestiżowych adresów miasta. Płachty reklamowe widać świetnie, ale zabytkowy witraż ginie pod warstwą brudu. Fot. autora