Rok 1937 niewątpliwie zapisał się w historii Bielska, a także okolicznych miejscowości jako czas wielu poważnych pożarów. Płonęły domy, fabryki i sklepy, byli ranni i kilka ofiar śmiertelnych, a straty szły w setki tysięcy złotych. W Archiwum Państwowym w Bielsku-Białej odnaleźliśmy szczegółowe świadectwa tamtych dramatycznych chwil.

Lipiec 1937 roku był burzliwy. Podczas olbrzymiej nawałnicy piorun uderzył w duży magazyn „Lenko” w Aleksandrowicach, gdzie w 120 wagonach zgromadzono całoroczne zapasy. Siła wyładowania była tak wielka, że uciekający robotnicy - o czym przeczytać można w dokumentach archiwalnych - nie zdążyli zabrać swoich rowerów.

Len zapalił się szybko

Kilka minut po uderzeniu na miejscu zjawiły się straże ogniowe z Aleksandrowic, Wapienicy, Bielska oraz Starego Bielska. Przystąpiono do gaszenia pożaru, a w szczególności do zabezpieczenia pobliskich zabudowań. Niestety, len zapalił się bardzo szybko i mimo ofiarności blisko 140 strażaków, którzy przez kilka godzin w burzy i wietrze walczyli z żywiołem, materiał prawie doszczętnie spłonął.

Pewnego listopadowego popołudnia tego samego roku straż ogniowa została powiadomiona o pożarze jednej z najstarszych bielskich fabryk - zakładów tekstylnych Markusa Wolfa przy ul. Kazimierza Wielkiego. Fabryka wybudowana w 1870 roku była niemal cała z drewna. W tej sytuacji każdy pożar stanowił wielkie zagrożenie dla ludzi, mienia i okolicznych zabudowań ze względu na szybkie rozprzestrzenianie się ognia.

Zaalarmowana straż już po kilku minutach pojawiła się na miejscu zdarzenia. Na pomoc wezwano także strażaków z Kamienicy, Aleksandrowic, Starego Bielska, Komorowic Śląskich i Hałcnowa. Burmistrz Przybyła poprosił o pomoc katowicką straż, gdyż tylko ona dysponowała drabiną niezbędną w tej akcji gaśniczej.

Wszyscy byli ochotnikami

Bielscy strażacy zdecydowali, że przede wszystkim należy zabezpieczyć okoliczne zabudowania: fabryki Riesenfelda i Juty oraz budynki Gazowni Miejskiej. Ogień rozprzestrzeniał się bardzo szybko, ale mądra akcja strażaków pozwoliła zminimalizować straty. Dopiero po przyjeździe katowickiego wozu strażackiego z drabiną można było opanowywać pożar na górnych kondygnacjach.

Po dwóch godzinach zlokalizowano źródło pożaru, a po następnych szesnastu akcja została zakończona. Z pięciopiętrowej fabryki udało się uratować parter, pierwsze piętro oraz zabezpieczyć najdroższe maszyny. Strażacy wykazali się ogromną odwagą - tylko dzięki ugaszeniu pożaru na klatce schodowej mogli walczyć z ogniem od środka.

Łącznie w akcji wzięło udział ponad 180 strażaków. Dodajmy, że wszystkie jednostki straży były ochotnicze. Za służbę z narażeniem życia strażacy nie otrzymywali żadnego wynagrodzenia.

Tragedia w Starym Bielsku

W czerwcu 1937 w Bystrej spłonął cały dom wraz z meblami i wyposażeniem. Z ognia niczego nie udało się uratować, a straty wyceniono na 15 tys. zł. Miesiąc później w Mazańcowicach nieznany sprawca podpalił zabudowania gospodarcze Jana Fendera. Spłonęło wtedy 8 tys. kg żyta i niemal tyle samo siana. Straty oszacowano na 4 tys. zł.

W sierpniu spłonął dom w Strumieniu i tylko dzięki sprawnej akcji strażaków udało się uratować dwa sąsiednie budynki. We wrześniu zapalił się strych w Czechowicach, od którego zajął się dom, szopa, stodoła, a także chlew. Miesiąc później strych stanął w ogniu w domu Czyżewskiego przy ul. Pierackiego w Bielsku. Na szczęście, spalił się tylko dach.

Najtragiczniejszy w skutkach okazał się pożar, który wybuchł w grudniu 1937 roku w Starym Bielsku. Wieczorem w ogniu stanął drewniany dom zamieszkały przez starsze małżeństwo. Mimo natychmiastowej reakcji, strażakom nie dało się opanować pożaru. Po dogaszeniu pogorzeliska znaleziono dwa ciała - 70-letniego właściciela domu i jego żony, których ogień zastał podczas snu. Jako prawdopodobną przyczynę pożaru podano później wadliwą budowę komina.

xxx

Wszystkie te wydarzenia zmusiły bielski magistrat do zakupu nowych urządzeń gaśniczych. W grudniu 1938 straż miała już do dyspozycji drabinę, a także inne, najnowocześniejsze technologie stosowane wtedy w pożarnictwie, o których opowiemy w następnym artykule z tego cyklu.

Alan Jakman

Na zdjęciu: pożar fabryki Markusa Wolfa, fot. NAC, sygn. 1-G-1965-2