Nie tylko dzisiaj sprawcy wypadków uciekają z miejsca zdarzenia. Przed II wojną światową na bielskich drogach dochodziło do wielu stłuczek. Nie brakowało także śmiertelnych potrąceń i pościgów za ówczesnymi piratami drogowymi. Oto niektóre tylko zdarzenia odnotowane przez tygodnik "Echo Beskidzkie" w latach 1937-1939.

Kodeks o ruchu drogowym zaczął obowiązywać już kilka lat po odzyskaniu niepodległości, w 1921 roku. Mimo że na bielskich ulicach samochodów było wtedy niewiele, niemal codziennie zdarzały się wypadki.

Kierownik i dwa hamulce

W pierwszych latach okresu międzywojennego na 27 mln Polaków przypadało zaledwie 40 tys. samochodów. Liczba automobili stale rosła, dlatego podjęto decyzję o uchwaleniu przepisów porządkowych na drogach publicznych. 

Kolejne rozporządzenia uszczegółowiały kwestie związane z prowadzeniem pojazdu. Wedle nowych przepisów, automobil powinien być wyposażony w „kierownik”, który pozwoli łatwo manewrować pojazdem, oraz dwa hamulce. Z kolei kandydat na kierowcę, podobnie jak dzisiaj, musiał mieć ukończone minimum 18 lat oraz posiadać umiejętność czytania i pisania w języku polskim. Co ciekawe, przyszły kierowca nie dość, ze musiał ukończyć 3-miesięczny kurs prowadzenia samochodu, to w dodatku odbyć półroczną praktykę w „warsztatach pojazdów mechanicznych jako wyzwolony czeladnik”.

Autobus nad przepaścią

Nieostrożność kierowcy, nie zawsze w pełni sprawne pojazdy i słaba infrastruktura drogowa były wtedy najczęstszymi przyczynami wypadków. We wrześniu 1937 roku na drodze wojewódzkiej w Jaworzu kierowca autobusu jadącego w stronę Cieszyna chciał wyprzedzić furmankę. Mężczyzna nie zachował należytej ostrożności i dopiero podczas wykonywania manewru zauważył, że z naprzeciwka jedzie ciężarówka. Pomimo natychmiastowej reakcji, autokar zahaczył o pojazd, następnie przejechał drogę na ukos, złamał bariery ochronne i zawisł nad głębokim rowem, tracąc całkowicie „lewą ścianę”. Kawałki metalu i szkła raniły pasażerów, ale nikt nie zginął. Najciekawsze jest to, że winą za wypadek nie obarczono żadnego z kierowców, lecz... pogodę. 

Kilka miesięcy wcześniej, także w Jaworzu, na motocyklu razem z mężem podróżowała Aurelia K. Kierowca jadącego za nimi samochodu chciał wyprzedzić parę. Niestety, w wyniku nadmiernej prędkości zawadził o przednie koło motocykla. Jednoślad przekoziołkował ok. 30 m, po czym wpadł do rowu. Kobieta doznała lekkich obrażeń, a jej mąż z podejrzeniem złamania podstawy czaski został odwieziony do szpitala, gdzie po kilku godzinach zmarł.

Wprost pod jadący pojazd

Artykuły prasowe  o zdarzeniach drogowych często wskazywały na nieostrożność pieszych. Przykładem niech będzie wypadek w Świętoszówce, gdy na miejscu zginęła 10-letnia dziewczynka, która podczas przechodzenia przez ulicę wpadła wprost pod jadący pojazd. Z kolei w Grodźcu jadąca szosą rowerzystka, skręcając na drogę publiczną, wjechała pod koła samochodu. Nastolatka odniosła drobne rany. Znacznie mniej szczęścia miała 15-letnia Zuzanna z Komorowic. Jadąc na rowerze, nieopatrznie wjechała pomiędzy dwie furmanki. Jej sukienka zaczepiła się o jeden z wozów i dziewczyna wpadła pod samochód. Została odwieziona do szpitala, ale czy przeżyła? Tego nie wiemy.

W podobnych okolicznościach w marcu 1939 roku zginął 15-letni rowerzysta. Jadąc ulicą 11 Listopada, chciał wyprzedzić załadowaną węglem ciężarówkę. W trudnych warunkach pogodowych, na śliskim błocie, wpadł pod koła auta. Z licznymi złamaniami trafił do szpitala, lecz mimo szybko udzielonej pomocy chłopaka nie udało się uratować.

Uciekli z miejsca wypadku

Niektórzy kierowcy automobili bywali nierozważni i po spowodowaniu wypadku uciekali z miejsca zdarzenia Tak było w październiku 1937 roku na ulicy 3 Maja, gdy motocyklista z dużą prędkością potrącił prawie 70-letnią pieszą. Sprawca uciekł, ale świadkowie zdołali zapisać numery rejestracyjne pojazdu. Poszkodowana po kilku dniach opuściła szpital. 

Z miejsca wypadku uciekł także szofer, który spowodował poważną kolizję w Jaworzu. W maju 1937 roku z Cieszyna w stronę Bielska pod prąd jechał mężczyzna. Jadący poprawnie z naprzeciwka kierowca, chcąc uniknąć zderzenia, gwałtownie zmienił pas ruchu. Manewr był tak niespodziewany, że kierowca potrącił pieszego, po czym wpadł do rowu. Jadący pod prąd sprawca wypadku zbiegł z miejsca zdarzenia. 

W maju 1939 roku na ul. Młyńskiej samochód potrącił prawidłowo idącego przechodnia. Kierowca zbiegł z miejsca wypadku. Dopiero śledztwo bielskiej policji wykazało, że sprawcą był taksówkarz. 

Alan Jakman

Na zdjęciu: plac Chrobrego w roku 1939 - w tym miejscu znajdował się przystanek autobusowy. Fot. Monika Ćwikowska-Broda, Wiesław Ćwikowski, Bielsko-Biała i okolice - historia pocztówką pisana.