Był młody i przystojny, podobał się kobietom. Kochał ryzyko i szybkie samochody. Miał tytuł doktora i paszport umożliwiający swobodne podróżowanie po świecie. Pracował dla wywiadu polskiego i radzieckiego. Szpiegował też dla amerykańskiej Centralnej Agencji Wywiadowczej. Nie był jednak Bondem i szybko wpadł. Nazywał się Jacek Jurzak.

Urodził się w 1946 w Bielsku, tu się wychował, skończył podstawówkę i technikum mechaniczno-elektryczne. Filia Politechniki Łódzkiej, która później przekształciła się w Akademię Techniczno-Humanistyczną, zaoferowała mu stanowisko adiunkta. Poza pracą naukową intensywnie zajmował się dość niezwykłym jak na siermiężne czasy Polski Ludowej hobby: wyścigami samochodowymi i samodzielnym budowaniem aut.

Przyjaciel werbuje przyjaciela

W 1976 roku wywalczył wraz z Wiesławem Cyganem tytuł mistrza kraju w klasie Fiat 126p, startował też w formule Ester. Skonstruował bolid oznaczony symbolem JJ-01, współprojektował pojazd EK 85. Działalność ta wymagała znacznych nakładów finansowych, a pieniędzy Jacek Jurzak nie miał zbyt wiele. Sytuacja miała się zmienić za sprawą przyjaciela z młodości, który nieoczekiwanie nawiązał z nim kontakt.

Obywatel Republiki Federalnej Norbert Adamaschek do roku 1976 nazywał się po prostu Adamaszek. Urodził się w 1944 w rodzinie bielskich Niemców. W kraju kariery nie zrobił, po wyjeździe do RFN wiodło mu się również źle: miał marną posadę, problemy z aklimatyzacją i nauką języka przodków. Z pomocą przyszli Amerykanie, którzy zaproponowali współpracę z CIA. Norbert Adamaschek zaktualizował dla nich plan Bielska-Białej i dużo opowiadał o swoich znajomych. Szczególne zainteresowanie centrali w Langley wzbudziła postać Jacka Jurzaka, świetnie zapowiadającego się naukowca. Norbertowi Adamaschkowi polecono odnowić przyjaźń.

Do pierwszego spotkania dochodzi w maju 1979 w Czeskim Cieszynie. Jacek Jurzak daje się bez problemu zwerbować. Na potwierdzenie w kwietniu 1980 wysyła swym nowym mocodawcom kartkę podpisaną „Niki”. To imię Laudy, słynnego austriackiego kierowcy wyścigowego, który jest jego idolem. W Budapeszcie dostaje od Norberta pierwsze 500 marek. Spotykają się zawsze za granicą, m.in. w bułgarskim Sozopolu, bo Adamaschka po emigracji z Polski obligatoryjnie objęto pięcioletnim zakazem wjazdu do kraju.

Potrójny szpieg

Przyjaźń między obu panami kwitnie. Wraz ze swymi rodzinami spędzają wspólnie wczasy, dużo zwiedzają. W międzyczasie Jacek Jurzak, teraz noszący już pseudonim „Michał”, wykonuje ogromną liczbę zadań: pisze charakterystyki znajomych naukowców, zajmuje się rozpracowaniem zakładów zbrojeniowych w Stalowej Woli i innych miejscowościach, rozpoznaje tajne wyrzutnie rakiet i lotniska wojskowe. Na tych ostatnich często odbywają się zawody samochodowe, ma więc do nich łatwy dostęp. Norbert Adamaschek, pseudonim „Bert”, płaci - jak na tamte czasy - dobrze: ogółem przekazuje koledze 8000 marek, 1100 dolarów, 600 szylingów.

„Bert”, który od CIA zainkasował za swoje usługi 24 tys. marek, nie wie jednak o „Michale” wszystkiego. Jacek Jurzak dużo wcześniej został zwerbowany przez I Departament  Ministerstwa Spraw Wewnętrznych PRL i w latach 1972-1973 przeszedł specjalistyczne szkolenie wywiadowcze. Później pracował i dla Polaków, i dla KGB. W archiwach zachowały się jego meldunki.

Obaj zaś nie zdają sobie sprawy, że od początku są na przegranej pozycji, że zostali przeznaczeni na straty. - To ze strony Amerykanów była cyniczna gra. Adamaschek i Jurzak mieli odciągnąć uwagę od „Trojana”, innego amerykańskiego agenta, który nigdy nie został zdekonspirowany - mówił przed laty autorowi artykułu nieżyjący już Hipolit Starszak, na początku lat 80. dyrektor biura śledczego MSW. - Kontrwywiad zwrócił uwagę na Jurzaka, bo ten jeździł w miejsca, o których wiedziano, że interesują „Trojana”. CIA wysyłała go tam świadomie i celowo. Był żywą zasłoną dymną dla kogoś o wiele ważniejszego - twierdził płk Starszak.

Pętla się zaciskała

W międzyczasie Jacek Jurzak pojechał do USA. Polskie władze ufały mu do tego stopnia, że wypuściły go tam razem z dziećmi. W Detroit odwiedził matkę, ojca i młodszego brata Grzegorza. W drodze powrotnej zatrzymał się w austriackim Salzburgu, gdzie w roli szpiega został przeszkolony ponownie, tym razem przez CIA.

Swoje raporty wysyłał drogą radiową bądź pocztą, przewoził też w skrytkach umieszczonych we własnym samochodzie. Część została przechwycona przez polski kontrwywiad. - Podstawiono mu panie lekkich obyczajów. On je zabierał na swoje szpiegowskie wyprawy, a one o wszystkim meldowały. Pętla się zaciskała - mówi w filmie „Mój przyjaciel szpieg” Henryk Piecuch, który jako dziennikarz był obecny na procesie Jacka Jurzaka.

Aresztowano go 10 listopada 1983. Zaraz po zatrzymaniu dostał propozycję nie do odrzucenia: miał zaprosić Norberta do Polski. Wystarczył jeden telefon do przyjaciela, dwa dni później Adamaschek trafił za kraty.

Na moście szpiegów

Bronili go Maciej Dubois i Antoni Borkowy, znakomici warszawscy adwokaci. 30 czerwca 1984 został skazany z art. 124 par. 1 kodeksu karnego na 25 lat więzienia. - Zrobiłem to dla pieniędzy, chciałem zamieszkać w Stanach, a współpraca z CIA miała mi ułatwić start - powiedział bielskiej dziennikarce Bożenie Wisłockiej-Trombskiej, która odwiedziła go w stołecznym areszcie przy Rakowieckiej. Norberta Adamaschka w tym samym procesie skazano na 15 lat więzienia.

Nie siedzieli długo. 11 czerwca 1985 na słynnym, spinającym brzegi Haweli „moście szpiegów” doszło do wielkiej wymiany. Most Glienicke, bo tak się on właściwie nazywa, łączył wtedy enerdowski Poczdam z zachodnią częścią Berlina. Za Mariana Zacharskiego i trójkę innych komunistycznych agentów Amerykanie dostali aż 25 szpiegów złapanych w krajach socjalistycznych. W grupie tej, poza Jackiem Jurzakiem i Norbertem Adamaschkiem, było trzech Polaków: Bogdan Walewski, Leszek Chróst i Jerzy Pawłowski - słynny szermierz i pięciokrotny medalista olimpijski. Ten ostatni zdecydował się wrócić do kraju.

Jacek Jurzak zmarł 23 września 2005 w amerykańskim Rochester.

Marek Żuliński

Na zdjęciu: 11 czerwca 1985, most Glienicke. Fot. DPA