W kulturze europejskiej bigamia była i jest do dziś uważana za postępowanie naganne i niemoralne. To także lub przede wszystkim czyn zabroniony przez prawo i zagrożony karą pozbawienia wolności. W Archiwum Państwowym w Bielsku-Białej natrafiliśmy na dokumenty sprzed 90 lat opisujące niezwykle intrygujący przypadek.

Zespół nr 188 w Archiwum Państwowym w Bielsku-Białej kryje niezwykle cenne informacje na temat życia codziennego bielszczan w okresie międzywojennym. W tym miejscu znajdują się akta dotyczące działalności bielskiej policji. Przeglądając bogate zbiory, natrafiliśmy na dokumenty opisujące niezwykle intrygujący przypadek… bigamii.

Z Warszawy do Bielska

W grudniu 1925 roku do Sądu Powiatowego w Bielsku wpłynęło pismo z Komendy Policji Województwa Śląskiego, w którym informowano o sprawie bielszczanina Jana B. Mężczyzna urodził się w 1883 roku w Starym Bielsku, ewangelik, żonaty, bez żadnego majątku. Odnotowano także, że umiał pisać i czytać. Jego rodzice już nie żyli.

Z dokumentów nie wynikało, aby prowadził się niemoralnie. Wyraźnie jednak podkreślono, że B. był „rzekomo niekarany”. Sprawa Jana B. prowadzona była przez Komendę Policji Państwowej w Warszawie. Dopiero na wniosek stołecznych policjantów śledztwo dotyczące podwójnego ożenku mężczyzny wszczęła śląska policja, a ta z kolei przekazała je bielskiej komendzie.

Zeznania bigamisty

W Bielsku skrupulatne dochodzenie przeprowadził wywiadowca Żymeła, który wykrył, że Jan B. zawarł związek małżeński ze Stefanią J., nie uzyskując wcześniej rozwodu z pierwszą żoną. Co więcej, nigdy o rozwód się nie starał. Mężczyzna postąpił wbrew prawu, ale też wyrządził Stefanii wielka krzywdę. Czy wiedząc, że jej wybranek ma żonę, z którą formalnie nadal jest w związku, kobieta zgodziłaby się na ślub? Nie, młodziutka dziewczyna została przez niego oszukana. Nie miała pojęcia, że Jan jest żonaty.

Bielska policja ustaliła, że Jan B. poślubił Stefanię J. w 1919 roku w kościele katolickim w Jasienicy. Podstawą do udzielenia ślubu był tzw. list rodny, który potwierdzał podstawowe informacje o panie młodym, szczególnie dotyczące miejsca urodzenia oraz pochodzenie kandydata na pana młodego. Oczywiście, brak w nim było wzmianki o pierwszym małżeństwie.

Nie troszcząc się o nic

Sprawa wyszła na jaw dopiero pięć lat później. Nie wiadomo, z jakiego powodu, ale możemy się domyślać, że zarówno Stefania, jak i Jan w chwili ujawnienia tajemnicy byli w szoku. Tylko, kto z nich w większym? Okazało się, że pierwszą żonę - Wandę M., noszącą niemiecko brzmiące nazwisko, poślubił w Sosnowcu w kościele ewangelickim w 1912 roku. Żyli ze sobą tylko kilka tygodni, bo jak tłumaczył mężczyzna, rozszedł się z nią z powodu ciągłych nieporozumień na tle spadkowym, nie troszcząc się o nic.

Porzuciwszy Wandę w Sosnowcu, Jan przyjechał do Bielska i siedem lat po pierwszym ślubie stanął ponownie na ślubnym kobiercu, tym razem w kościele katolickim. O uregulowaniu spraw pierwszego małżeństwa nawet nie myślał. Tym jednak zainteresowała się komenda w… Warszawie, dzięki czemu sprytny bielszczanin został zatrzymany.

***

Jak skończyła się ta historia? Jasnej odpowiedzi na to pytanie w archiwum nie znaleźliśmy. Zgodnie z obowiązującym wtedy prawem, bigamiście groziła kara do trzech lat więzienia. Z kolei w akcie ślubu Jana B. z Wandą zapisano, że Sąd Konsystorski Ewangelicko-Augsburski w Warszawie w 1934 roku postanowił zaocznie rozwiązać ich małżeństwo z winy męża.

Alan Jakman

Na zdjęciu tytułowym: Kościół w Jasienicy, fot. Monika Ćwikowska-Broda i Wiesław Ćwikowski, Bielsko-Biała i okolice pocztówką pisane.