Przed wojną w Białej Krakowskiej były ulice 11 Listopada i Jagiellońska. W czasie okupacji Niemcy nadali im jedną wspólną nazwę, ich patronem został Hermann Göring. Tam, pod ówczesnym numerem 104 mieszkała Frau Albine O. Nie wiemy, kim była. Sądząc po nazwisku, prawdopodobnie Polką, prawdopodobnie miała na imię po prostu Albina. W maju 1943 do jej drzwi zapukał listonosz. Przyniósł wezwanie do zapłaty. Chodziło o 35 tys. zł, które pożyczyła w bielskiej Kasie Oszczędności przed wybuchem wojny.

Od 3 września 1939, czyli od zajęcia Bielska i Białej przez Wehrmacht, Polacy byli prześladowani. Ich fabryki i zakłady przechodziły pod zarząd niemiecki, tracili domy i mieszkania. Kasa Oszczędności również przestała istnieć. Cały jej majątek zagrabiła III Rzesza. Hitlerowcom jednak było mało i postanowili wyegzekwować długi zaciągnięte w tej instytucji. Ich ściąganiem zajmował się specjalny urzędnik, czyli tzw. Treuhänder (powiernik). Miał siedzibę przy placu Chrobrego 1, który przemianowano na Adolf Hitler Platz. To od niego dostała pismo pani Albina.

Do natychmiastowej spłaty

List był polecony, datowany na 11 maja, a wysłany dzień później. Poczta działała sprawnie, więc mógł trafić do adresatki już nazajutrz, w czwartek, 13 maja. W tamtym czasie w getcie warszawskim dogorywało powstanie, ale w Bielitz-Ost, czyli w Białej, było spokojnie. Wojna toczyła się gdzieś daleko.

Treuhänder napisał, że chce 17 500 reichsmarek, co odpowiadało kwocie 35 tys. polskich złotych. To była fortuna. W 1939 wykwalifikowany robotnik zarabiał miesięcznie 95 zł, czyli równowartość około 20 ówczesnych dolarów USA. Siła nabywcza dolara była wtedy wielokrotnie wyższa niż dziś.

Kredyt hipoteczny nr 753 stał się, wraz z odsetkami liczonymi od 1 października 1940, niemal natychmiast wymagalny. Należało go spłacić do 30 czerwca tego samego roku, czyli w ciągu półtora miesiąca. Niemiecki powiernik był konkretny. W urzędowym żargonie napisał, że obowiązku spłaty trzeba dokonać niezwłocznie, a na żadne odroczenia nie ma co liczyć.

Gdy wszystko było możliwe

Pismo do pani Albiny znaleźliśmy na jednej z internetowych akcji filatelistycznych. Nie wiemy, co było dalej. Czy udało się jej uregulować dług i zatrzymała nieruchomość? Czy może u jej drzwi stanął powiernik z „Hitlerplacu” albo komornik sadowy? A może policja albo gestapo? W czasach, kiedy pisma kończono „kurtuazyjnym” zwrotem „Heil Hitler” możliwe było wszystko.

Treuhänderzy działali na wszystkich terenach okupowanych przez Niemcy. Administrowali zagrabionymi przedsiębiorstwami i majątkami, nie gardzili żadną możliwością wzbogacenia czy to siebie, czy reprezentowanego przez siebie reżimu. W Generalnej Guberni w 1940 było ich ok. 1,2 tys., a na ziemiach wcielonych do Rzeszy (czyli również w Bielsku i Białej) ogólna ich liczba w różnych okresach przekroczyła 100 tysięcy.

Pozostawiona przez nich dokumentacja jest rozproszona i znajduje się w różnych zbiorach. Akta Treuhandstelle Kattowitz ulokowane są obecnie w katowickim Archiwum Państwowym. Tysiące teczek dotyczą naszego miasta.

Marek Żuliński