Wiadomość o rzekomej awarii w belgijskiej elektrowni jądrowej Tihange obiegła świat na początku września. W Akwizgranie na zachodzie Niemiec rozpoczęto rozdawanie tabletek z jodem. Polska Agencja Atomistyki wydała komunikat informujący, że w naszym kraju nie odnotowano wzrostu promieniowania. Ludzie jednak ruszyli do aptek. W Bielsku-Białej zaczęło brakować płynu Lugola, który zapobiega wchłanianiu przez organizm radioaktywnych izotopów.

 - Telefony dzwoniły non stop, bardzo wielu klientów odwiedzało nas osobiście, mieli mnóstwo pytań. Wyjaśnialiśmy im, że zagrożenia nie ma. Wielu jednak płyn kupiło, bo jest sprzedawany bez recepty. To roztwór czystego jodu w jodku potasu. Jego przyjmowanie bez uzasadnienia może być szkodliwe. Niestety, nasze tłumaczenia nie zawsze przynosiły skutek. Musieliśmy zamawiać dodatkowe ilości tego specyfiku - mówią zgodnie kierownicy kilku bielskich aptek.

Wyczerpane zapasy leków

Ich słowa potwierdza Renata Chorążewska, szefowa działu sprzedaży w katowickiej hurtowni farmaceutycznej Salus International. To jedna z firm zaopatrujących bielskie apteki. - Nasze magazyny są puste, zapasów płynu Lugola nie ma nawet jego wytwórca. Normalnie sprzedawaliśmy około 80 opakowań w miesiącu, nagle zamówienia wzrosły wielokrotnie. Teraz sytuacja powoli się uspokaja i apteki sygnalizują, że będą nam niesprzedany płyn zwracać - informuje.

Zarówno w hurtowniach, jak i aptekach tłumaczą nam, że płyn Lugola to nie to samo, co tabletki zawierające jod. O płynie stało się głośno w roku 1986 po wybuchu w elektrowni atomowej w Czarnobylu. Wtedy na wniosek specjalistów z warszawskiego Centralnego Laboratorium Ochrony Radiologicznej zaaplikowano go wielu polskim dzieciom. Był to jeden z nielicznych przypadków, gdy władze PRL podjęły działania w interesie własnych obywateli wbrew zaleceniom płynącym ze Związku Radzieckiego.

Po latach okazało się, że działano na wyrost. - Gdybym miał wówczas obecną wiedzę na temat skali skażeń i tego, co dokładnie się wydarzyło, nie rekomendowałbym podawania ludności płynu Lugola. Główną motywacją naszego postępowania była całkowita blokada informacyjna ze strony ZSRR. Naukowcy, nie znając prognozy nasilenia promieniowania, brali pod uwagę najbardziej pesymistyczny wariant - mówił dziennikarzom w 2006 prof. Zbigniew Jaworowski, członek Polskiej Komisji Rządowej ds. Skutków Katastrofy w Czarnobylu.

Jod może szkodzić

Jod przyjęty w płynie Lugola ma powstrzymać wchłanianie radioaktywnych izotopów przez hormony (tyroksynę oraz trójjodotyroninę) i nie dopuścić do raka tarczycy. - Płyn ten, jak każdy lek, może powodować działania niepożądane, dlatego nie należy brać go na własną rękę - ostrzega Agnieszka Skiba, kierowniczka całodobowej apteki w bielskim „Klimczoku”.

Przedawkowanie grozi podrażnieniem błon śluzowych. Mogą też wystąpić stany zapalne skóry i nadżerki. - Alarmujące objawy to: uczucie swędzenia, wysypka, powiększenie węzłów chłonnych. W skrajnych przypadkach dochodzi do zaburzeń oddychania i zakłóceń rytmu serca - mówi lekarz dyżurujący w jednym z bielskich szpitali. Zastrzega sobie anonimowość, bo - jak podkreśla - „nie udziela porad przez telefon”.

 - Panika mija. Od dwóch dni jest spokojniej. Moim zdaniem całe to zamieszanie wynika z faktu, że nie umiemy prawidłowo interpretować informacji, którymi bombardują nas media. I po prostu wolimy dmuchać na zimne - wzdycha Agnieszka Skiba.

* * *

Państwowa Agencja Atomistyki w wydanym oświadczeniu jasno stwierdza, że w Belgii żadnej katastrofy nie było i żadne zagrożenie radiacyjne na terenie Polski nie istnieje. - Dystrybucja na obszarach w pobliżu elektrowni tabletek ze stabilnym jodem (…) jest działaniem wynikającym z polityki bezpieczeństwa i nie wynika z jakiejkolwiek sytuacji awaryjnej - czytamy. Ministerstwo Zdrowia natomiast apeluje, by zachować spokój i z jodem po prostu nie przesadzać.

Marek Żuliński