U naszego bohatera pół roku temu stwierdzono nowotwór. Do opieki hospicyjnej zgłosili go sąsiedzi. Jest jednym z sześćdziesięciu chorych, którymi opiekuje się garstka oddanych wolontariuszy. - To są wspaniali ludzie, z prawdziwym powołaniem - ocenia pan Bronek. - Wiele w życiu przeżyłem, ale takiej opieki się nie spodziewałem - zapewnia mężczyzna.

Bronisław Gąska z żoną Zdzisławą mieszkają w dużym domu w Straconce. Nie mają dzieci. Pan Bronek nie utrzymuje bliższych kontaktów z rodziną, która wiele lat temu wyemigrowała do Ameryki. Pół wieku przepracował w bielskiej elektrociepłowni na stanowisku maszynisty turbin parowych i urządzeń ciepłowniczych. Ten postawny mężczyzna, który zbliża się do osiemdziesiątki, cieszył się dotychczas świetnym zdrowiem. Na emeryturze mieli z żoną wiele planów i marzeń.

Sąsiedzi widzieli i zgłosili

Niestety, ponad pół roku temu zdiagnozowano u niego nowotwór. Szybko zaczął tracić apetyt i opadać z sił. Sąsiedzi, widząc jak ciężko jest pani Zdzisławie, samej schorowanej, zajmować się chorym mężem, postanowili poszukać dla niej pomocy. W ten sposób pan Bronek trafił do opieki hospicyjnej.

 - Pod skrzydła hospicjum trafiają chorzy, którzy sami się zgłosili lub zostali zgłoszeni przez innych, np. sąsiadów, jako osoby wymagające opieki - przybliża Teresa Antas, wolontariuszka Hospicjum św. Kamila w Bielsku-Białej, którego podopiecznym został pan Bronisław Gąska. - Po zgłoszeniu, do chorego udaje się z wizytą lekarz, który ocenia, czy pacjent kwalifikuje się do opieki. Jeśli tak, powstaje zespół złożony z wolontariuszy medycznych i niemedycznych. Ich zadaniem jest stała opieka nad chorym - dodaje nasza rozmówczyni, zwracając uwagę, że Hospicjum św. Kamila jest hospicjum domowym (w odróżnieniu od stacjonarnego).

Jest tu prawie codziennie

Pomoc obejmuje również zaopatrzenie w artykuły higieniczne, środki czystości i urządzenia do ćwiczeń. Jej formy i zakres dostosowane są do potrzeb chorego i sytuacji rodziny. Jeśli chory mieszka z rodziną, nakierowana jest głównie na poradę i wsparcie dla bliskich. Jeśli jednak mieszka sam lub np. z małżonkiem, który ze względu na stan zdrowia nie jest w stanie sprostać trudom opieki, wówczas w rolę opiekunów wcielają się sami wolontariusze. Chorzy mogą także liczyć na wsparcie duchowe ze strony współpracujących z hospicjum księży.

 - Od końca kwietnia jestem tu prawie codziennie - opowiada Teresa Antas, jedna z wolontariuszek, które zaopiekowały się panem Bronkiem. - Bywa, że trzy razy dziennie, jeśli trzeba, również w nocy - zdradza kobieta.

Teresa Antas od 12 lat jest pełni służbę w bielskim hospicjum. W tym czasie opiekowała się ponad setką chorych. Mieszka w Kozach. Dyplom magistra matematyki odebrała na Uniwersytecie Warszawskim. Z zawodu agentka ubezpieczeniowa, prywatnie jest czułą żoną, mamą trójki dzieci i troskliwą babcią trzyletniej wnuczki.

Sens i piękno życia

Pani Teresa nie ukrywa, że motywację do tej trudnej służby czerpie z wiary. - Jako wolontariusze stale stajemy wobec różnych pytań - przyznaje nasza rozmówczyni. - Ja znajduję odpowiedzi w Bogu. Ludzie boją się samego słowa hospicjum. Tymczasem często dopiero u schyłku życia rozumiemy, czym jest jego sens i piękno. Najważniejsze, żeby chory do końca czuł, że nie jest sam - podkreśla Teresa Antas.

 - To są wspaniali ludzie, z prawdziwym powołaniem - ocenia Bronisław Gąska. - Pomagają się umyć, ubrać i chodzić. Pomagają w ćwiczeniach. Wiele w życiu przeżyłem, ale takiej opieki się nie spodziewałem - zapewnia mężczyzna.

Hospicjum św. Kamila w Bielsku-Białej powstało w 1992 przy parafii NMP Królowej Polski w Bielsku-Białej. Od początku kieruje nim lek. med. Anna Byrczek. Obecnie liczy 20-30 wolontariuszy. Za swoją posługę nie pobierają wynagrodzenia. Pod ich opieką znajduje się około 60 chorych, mieszkańców Bielska-Białej i powiatu bielskiego. Więcej informacji na temat hospicjum można znaleźć na stronie hospicjum.sds.pl.

Maciej Chrobak

Na zdjęciu od lewej: Zdzisława Gąska, Bronisław Gąska i Teresa Antas