Będą zmiany na „zakręcie śmierci”
GDDKiA zapoznała się z propozycjami zmiany organizacji ruchu na łuku drogi S1 w Bielsku-Białej i stwierdziła, że pomysły bielskiego radnego Karola Markowskiego są niezgodne z prawem. Zarządca drogi utrzymuje, że problemem nie jest oznakowanie zakrętu, lecz świadome lekceważenie przepisów przez kierowców. I choć trudno nie przyznać zarządcy racji, to dalsze lekceważenie problemu doprowadzić może do kolejnych tragedii.
We wrześniu w bielskim Ratuszu doszło do spotkania urzędników miejskich z przedstawicielami Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Jak informował wtedy portal wiceprezydent Lubomir Zawierucha, jednym z tematów rozmów był tzw. zakręt śmierci na S1. Wspólnie zastanawiano się, jak poprawić bezpieczeństwo użytkowników drogi na osławionym odcinku ekspresówki.
Czarny punkt
W trakcie spotkania urzędnicy przekazali przedstawicielom GDDKiA interpelację bielskiego radnego Karola Markowskiego, który uważa za celowe ustawienie na łuku drogi tzw. znaków zmiennych treści VMS. Wcześniej identyczny wniosek bielskiej drogówki został odrzucony przez GDDKiA, o czym pisaliśmy w sierpniu w artykule Zakręt śmierci do likwidacji.
Radny zaproponował także zamontowanie tablicy ostrzegającej o czarnym punkcie z informacjami o liczbie osób, które poniosły śmierć oraz zostały ranne, a także liczbie zdarzeń drogowych, do których dochodzi na tym odcinku drogi. Zdaniem Karola Markowskiego, potrzebne jest również wprowadzenie elementów uspokojenia ruchu w postaci poprzecznych pasów oraz zwężenie jezdni z dwóch pasów ruchu do jednego.
Sprzeczne z prawem?
Zapytaliśmy w katowickim oddziale GDDKiA, jak zarządca drogi zamierza odnieść się do projektów przedstawionych podczas spotkania w Bielsku-Białej. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że istniejąca organizacja ruchu na osławionym łuku drogi S1 jest… zgodna z obowiązującymi przepisami oraz zasadami bezpieczeństwa ruchu drogowego. Krytyczny odcinek jest m.in. poprzedzony sekwencją znaków o niebezpiecznym zakręcie, wspomaganych przez pulsujące sygnały świetlne oraz ograniczenie prędkości do 60 km/h.
Zdaniem GDDKiA, „przedstawione przez radnego propozycje zmiany organizacji ruchu nie są zgodne z Rozporządzeniem Ministra Infrastruktury z dnia 3 lipca 2003 w sprawie szczegółowych warunków technicznych dla znaków i sygnałów drogowych oraz urządzeń bezpieczeństwa ruchu drogowego i warunków ich umieszczania na drogach”. - W związku z tym nie jest możliwe ich wprowadzenie. Nie widzimy również zasadności wprowadzenia zawężenia jezdni w tym miejscu - podkreśla Dorota Marzyńska-Kotas z GDDKiA.
Będą nowe znaki
Zarządca drogi niezmiennie uważa, że problemem na tym odcinku nie jest oznakowanie, lecz świadome lekceważenie przepisów ruchu drogowego przez kierowców, a jazda z dozwoloną prędkością pozwala płynnie i bezpiecznie pokonać zakręt. Istniejący układ drogowy jest prowizoryczny, gdyż z chwilą wybudowania odcinka S1 z Mysłowic do Bielska-Białej łuk stanie się elementem nowego węzła dróg S1 i S52. Problem więc sam zniknie.
Jak dowiedział się portal, wrześniowa wizyta przedstawicieli GDDKiA w Bielsku-Białej nie była całkiem bezowocna. Wkrótce zarządca drogi przeprowadzi zmiany stałej organizacji ruchu na odcinku S1 polegające na wprowadzeniu znaków A-30 (inne niebezpieczeństwo) z tabliczką T-15 (miejsce częstych wypadków).
***
O odpowiedzi na apel bielskiej radnej Agnieszki Gorgoń-Komor w sprawie ustawienia w fatalnym miejscu fotoradaru napiszemy wkrótce.
Bartłomiej Kawalec
Komentarze 67
Jak to nie może? A widziałeś kiedyś np jakieś roboty na takich drogach?? W takich miejscach jest w cholerę ograniczeń, jedno na drugim, ale dzięki temu wszyscy zwalniają i nikt nie wpada tam z "podwójną" prędkością.
Tymczasem te nasze ograniczenia? Jeśli ktoś jedzie np. od Katowic, to ile on już minął takich ograniczeń? 20, 30? I na każdym można było spokojnie swoje jechać, nie czaił się za nim taki zakręt. Więc skoro minął już ze dwadzieścia takich ograniczeń, to dlaczego akurat 21, ograniczenie jakich wiele, miałoby go jakoś specjalnie poruszyć....
Moim zdaniem właśnie o uzyskanie efektu jak przy robotach drogowych chodzi. Nastawiać tam i 10 ograniczeń naraz, to przecież kosztuje drobniaki. Oczy też od tego nie bolą, a każdy zwolni.
@Hans - to nie wina nawierzchni tylko stanu opon i amortyzatorów oraz braku wyszkolenia.
Klauzula informacyjna ›