Wyprodukowali co najmniej pół tony amfetaminy. Od 2013 roku przed bielskim Sądem Okręgowym toczy się proces międzynarodowego gangu narkotykowego i wszystko wskazuje na to, że wyrok zapadnie w ciągu najbliższych tygodni. Nie doczeka go jeden z oskarżonych, który zmarł w przerwie między rozprawami.

Styczeń 2013 roku to był momentem przełomowym w tej sprawie. Bielski Sąd Okręgowy podjął wtedy trzecią, udaną próbę rozpoczęcia procesu. Wcześniejsze dwie kończyły się fiaskiem, bo niektórzy oskarżeni przedstawiali zaświadczenia, że cierpią na dolegliwości, które uniemożliwiają im udział w rozprawie. Jednocześnie... stawiali się w komisariatach w związku z dozorem.

Świadek koronny

To niewątpliwie do dziś jedna z największych spraw narkotykowych w województwie śląskim. Gang działał w latach 1997-2007. Śledztwo rozpoczęło się w 2007, gdy w Bielsku-Białej zatrzymano ściganego listami gończymi Stanisława A. Mężczyzna długo ukrywał się pod innym nazwiskiem. W jego mieszkaniu policja znalazła 9 kg amfetaminy. To właśnie Stanisław A. został świadkiem koronnym.

O jego roli w zatrzymaniu pozostałych członków szajki tak mówił cztery lata temu zmarły niedawno prokurator Leszek Goławski, w 2013 roku rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach. - Dzięki przekazanym przez niego informacjom udało się rozbić całą, liczącą kilkadziesiąt osób międzynarodową grupę przestępczą zajmującą się produkcją, przemytem i sprzedażą narkotyków - podkreślał wówczas Goławski.

W sprawie zarzuty usłyszało w sumie 55 osób - Polacy, Czesi, Albańczycy i Ukrainiec. Część z nich została już skazana. W bielskim sądzie toczy się proces, w którym oskarżonych jest 23 Polaków i jeden Ukrainiec.

Lukratywny interes

Na początku działalności gang skupiał się głównie na przemycie kokainy z Holandii do Niemiec, Czech i Polski. Drugą specjalnością grupy był przemyt substancji służących do produkcji metaamfetaminy z Polski do Czech. U naszych południowych sąsiadów metaamfetaminę w laboratoriach wytwarzali Albańczycy.

Wraz ze wzrostem popytu na narkotyki grupa zaangażowała się w produkcję amfetaminy i tabletek ecstasy. Narkotyki były rozprowadzane w Polsce i innych krajach. Według ustaleń śledczych, członkowie grupy wyprodukowali co najmniej pół tony amfetaminy i 800 tys. tabletek ecstasy. To jednak szacunkowe dane, bo tak naprawdę do dziś nie wiadomo dokładnie, jakie ilości narkotyków trafiły na rynek.

Ustalono jedynie, że amfetamina w ilościach hurtowych trafiała na Śląsk, do odbiorców w Małopolsce, na Wybrzeże, a także do Warszawy i dalej za granicę. Gang miał dobrze zorganizowaną sieć dystrybutorów, w tym kurierów i skutecznych handlarzy.

Mózg gangu

Jak ustalili śledczy, organizatorem procederu był Stanisław M., który kontrolował produkcję i nawiązywał kontakty za granicą, aby z zyskiem upłynnić narkotyki. Obok niego na ławie oskarżonych zasiedli producenci, dystrybutorzy i odbiorcy. Wśród nich są dwaj chemicy, w tym doktor chemii Artur W., utalentowany pracownik naukowy jednego z instytutów w Warszawie. Pan doktor już wcześniej miał problemy z prawem i został skazany za współpracę z gangiem pruszkowskim.

Jarosław Sablik, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Bielsku-Białej przyznaje, że proces zbliża się do końca. Podkreśla, że sprawa była zawiła, a na dodatek wymagała współpracy z prokuratorami innych państw. Stanisław A., świadek koronny, był obecny podczas wizji lokalnych w Czechach i to właśnie dzięki jego pomocy udało się zatrzymać i skazać Albańczyków, którzy produkowali tam metaamfetaminę.

Zmarł w trakcie procesu

Bielski sąd korzystał także z pomocy śledczych w Szkocji. - W prowadzeniu tego procesu pomocy udzielały nam sądy zagraniczne, bo przesłuchania mieszkających tam świadków odbywały się m.in. w trybie telekonferencji - podkreśla sędzia Jarosław Sablik.

Bielski sąd musiał umorzyć sprawę jednego z oskarżonych, który nie doczekał końca procesu. Według prawa, nie można orzekać wobec osoby, która nie żyje. Do tego dochodzi szereg wniosków obrońców oskarżonych, które sąd musiał rozpatrzyć, aby merytorycznie rozstrzygnąć wszystkie wątpliwości. To sprawiło, że sprawa toczy się od czterech lat.

Wydaje się jednak, że jeszcze przed okrągłą, piątą rocznicą rozpoczęcia procesu uda się go zakończyć. Wyrok będzie nieprawomocny, od którego skazanym przysługuje apelacja. Prawdopodobnie skorzystają z prawa do odwołania, gdyż grozi im nawet 15 lat więzienia.

Anna Szafrańska