- Kiedy wychodzę na scenę, mam nadzieję, że zrobię coś takiego co publiczność rozbawi, rozczuli i zaskoczy, jak Piotr Skrzynecki mówił - przerazi. Dopiero dużo później zrozumiałem, co to znaczy - mówi Alosza Awdiejew - wykładowca UJ, aktor, piosenkarz i satyryk z Piwnicy pod Baranami, który 5 grudnia wystąpi w BCK.

Wielokrotnie określa się Pana mianem człowieka-orkiestry. Wiele zainteresowań, wiele pasji. Pan jednak zawsze powtarza, że wszystko można oddzielić od siebie i łączyć tak, by jedno nie przeszkadzało drugiemu. Może zdradzi Pan tajemnicę, jak można to osiągnąć?

- Człowiek orkiestra to przesada. Przypomina mi to egzotycznego muzyka, która gra równocześnie na setkach instrumentów. Na scenie po prostu pokazuję coś innego. To czym się zajmuję poza sceną: nauka, sport jest widoczne na scenie w sposób niejawny. To co myślę, kwestie naukowe potrzebne mi są po to, by nawiązać jeszcze bliższy kontakt  z publicznością, która przychodzi na moje koncerty.

Śmieszne i tragiczne zarazem

W Pana przypadku obserwowanie rzeczywistości nie jest tylko powodem do śmiechu, ale również do głębszych przemyśleń. Czy często śmieje się Pan przez łzy, widząc to co nas otacza na co dzień?

- Nie mam specjalnego nastawienia pesymistycznego bądź optymistycznego. Życie jest czasem tragiczne, czasem bardzo śmieszne. Najważniejsze jest, by widzieć wszystko razem, zarówno śmieszność, jak i tragizm tego życia. Dlatego potrzebne jest specjalne, komiczne spojrzenie na rzeczywistość. Tym różni się satyryk od innego człowieka, że widzi coś śmiesznego w tym, w czym inni tego nie dostrzegają.

Humor towarzyszy Panu każdego dnia. Kiedyś wspomniał Pan z uśmiechem, że nie zabrał ze sobą na wesele kilku kartek z wydrukowanymi dowcipami, by nie „rozbić” młodego małżeństwa. Czy spotyka się Pan z sytuacjami, że ludzie oczekują od Pana, by uśmiesznił im Pan życie?

- Niestety, tak. Ludzie, którzy mnie nie znają czekają, że zacznę coś śmiesznego opowiadać, że ich rozbawię. Rzeczywiście, był taki przypadek, że przygotowałem takie powiedzonka na temat małżeństwa. Gdy je jednak później przeglądałem, okazało się, że są potwornie nieśmieszne, tragiczne wręcz. Jeśli już ktoś zdecydował się na małżeństwo, to chce widzieć perspektywę pozytywną, a nie zabawną i tragiczną. Dzisiaj znalazłem takie powiedzonko amerykańskie: nie boję się terrorystów, bo trzy lata byłem żonaty. Nie można mówić takich rzeczy na weselach.

Publiczność jest głównym wykonawcą

Czy wychodząc na scenę po  kilku tysiącach koncertów, chce Pan za każdym razem zaskoczyć publiczność czymś nowym, czy może stara się Pan przekazać muzykę taką, którą Pan czuje, która gra gdzieś głęboko w sercu.

- Jestem członkiem Piwnicy pod Baranami i moim nauczycielem był znakomity Piotr Skrzynecki, który mówił, że kabaret to nie jest zwykły koncert. W kabarecie najważniejsza jest publiczność i publiczność jest głównym wykonawcą. Jeśli w kabarecie nikt nie śmieje się i nie klaszcze, to nie ma kabaretu. Kiedy wychodzę na scenę, mam nadzieję, że zrobię coś takiego co publiczność rozbawi, rozczuli i zaskoczy, jak Piotr Skrzynecki mówił - przerazi. Dopiero dużo później zrozumiałem co to znaczy. Okazuje się, że ciekawy artysta to taki, który zmusza nas do myślenia. Tak jak powiedziała mi kiedyś pewna dama: Pan takie śmieszne rzeczy opowiada, ale w każdej opowieści jest coś tragicznego, że jak się nad nią zastanowić chwilę, to aż chce się płakać.

Redaktor radia białoruskiego opowiedział mi kiedyś kawał, jak Białorusin złapał złotą rybkę. Rybka pyta go o życzenie i Białorusin odpowiada, że chciałby mieć taki duży, czerwony, zaropiały nos, zwisającą do pasa wargę i sterczące, fioletowe, włochate uszy. Rybka odpowiedziała, że bardzo ją zdziwił, bo ludzie zazwyczaj proszą o pieniądze, szczęście, piękno. Białorusin odpowiedział: A tak można? W tym żarcie można opowiedzieć całą historię biednych słowiańskich krajów, które bezpośrednio z czasów feudalnych przechodzą powoli do wolnego świata, myśleniem pozostając jednak nadal w tym starym. Muszą wydusić z siebie niewolnika, jak mówił Czechow.

Nikogo nie udaje

Czy koncerty jubileuszowe mają dla Pana szczególne znaczenie, czy w jakiś sposób odróżniają się od innych Pana występów?

- Jestem już w takim wieku, że lubię mówić, że każdy mój koncert jest jubileuszowym. Skończyłem 75 lat i od 30 lat występuję na scenie. Jest to dla mnie podsumowanie tego co robiłem przez ten cały okres.

Czego mogą spodziewać się widzowie na Pana koncercie, który już 5 grudnia odbędzie się w Bielsku Białej?

- Zauważyłem, że im jestem starszy i mam większe doświadczenie, to mniej staram się wykonywać, a staję się samym sobą i to publiczności podoba się najbardziej. Po prostu nikogo nie udaję, wszystko jest szczere i staram się oczywiście wykonywać utwory jeszcze lepiej od strony muzycznej.

Dziękuję za rozmowę.

- Również dziękuję i zapraszam wszystkich na mój koncert w BCK.

Rozmawiała: MS