W nocy z czwartku na piątek w wieku 92 lat zmarł mjr Jerzy Witkowski ps. Puma, żołnierz niezłomny. W lutym opowiedział na naszych łamach swoją historię. Cichy, spokojny patriota, który mieszkał w Kozach, nie uważał się za bohatera.

W 1946 roku przez kilka miesięcy przesłuchiwali go funkcjonariusze Informacji Wojskowej. Nikogo nie wydał. - Bicie nie było najgorsze. Najgorsze było takie pulsujące światło. Zapalało się i gasło. Siedziałem przed nim godzinami, dniami. Nie zwariowałem, choć wielu od tego postradało zmysły - opowiadał nam mjr Jerzy Witkowski w artykule Mówią o nim, że jest Wyklęty. Cichy bohater z sąsiedztwa.

W maju 1945 „Puma” wraz z innymi żołnierzami „Wołyniaka” pokonali pod Kuryłówką ekspedycję NKWD, zabijając prawie 70 enkawudzistów. - Każdy przeżyty dzień był cudem, a ja byłem u „Wołyniaka” kilka miesięcy - wspominał. Gdy został ranny, trafił do rolnika w Nowym Mieście. Tam odnalazła go siostra. W ręce funkcjonariuszy komunistycznej Informacji Wojskowej trafił w styczniu 1946 roku.

Od wyroku śmierci uratowała go bohaterska postawa babci. Adwokat broniący oficera potwierdził informacje, że dzielna kobieta ukrywała w czasie okupacji żydowską rodzinę. Nie była jedyną w rodzinie, bo Jerzy Witkowski także w lasach Żydów ratował. - Był rozkaz dowództwa naczelnego AK, że trzeba Żydom pomagać. Jak dziś słyszę, że nas się oskarża o zabijanie Żydów, to mnie nosi. To bzdura i wielka niesprawiedliwość - mówił portalowi major Witkowski.

Podczas pokazowego procesu komunistyczne władze Polski Ludowej skazały go na 15 lat więzienia. Objęty amnestią, wyszedł po sześciu.

Pogrzeb Jerzego Witkowskiego odbędzie się 9 października o godz. 15:00 w kościele pw. Świętych Apostołów Szymona i Judy Tadeusza przy ul. Parkowej 1 w Kozach.

asz