Bielskie Centrum Kultury od dawna wzbudza kontrowersje wśród tych wszystkich, którym nie podoba się prowadzona przez tę instytucję polityka repertuarowa i proponowana oferta dla młodej widowni. Długoletni dyrektor tej instytucji Władysław Szczotka uważa jednak, że wykonuje dobrą robotę, a „pyskują” głównie hejterzy w internecie, który nie jest dla niego wyrocznią.

- Zerkam na to, co piszą internauci pod tekstami dotyczącymi prowadzonej przeze mnie instytucji, owszem - przyznaje Władysław Szczotka. - Ale nie przejmuję się tym, bo gdyby tak było, musiałbym chyba łykać tabletki. Poza tym internet nie odzwierciedla jeszcze w pełni obrazu sytuacji. Tekst czyta kilka tysięcy osób, a komentuje go kilkanaście, głównie niezadowolonych. Ci, którym się coś podoba raczej nie wykrzykują tego. A ja nie obnoszę się z sukcesami. Wystarczy, że mamy dwie grube księgi z podziękowaniami za naszą działalność. Ale tego w internecie nie widać.

Każdemu nie da się dogodzić

Zdrowe podejście, można rzec. Nikt jednak nie jest do końca odporny na krytykę, nawet anonimową. Może dlatego dyrektor BCK, ignorując hejterów, jednocześnie raduje się bardzo, że doroczny plebiscyt internetowy, gdzie bielszczanie wybierają wokalistów i zespoły, które chcieliby zobaczyć na przyszłorocznych koncertach, robi się coraz popularniejszy. - To mieszkańcy powinni decydować, czego chcą słuchać - tłumaczy. - I z roku na rok coraz liczniej uczestniczymy w tym, jako bielszczanie. Natomiast zawsze znajdą się niezadowoleni, bo każdemu nie da się dogodzić.

Wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Po występach artystów o znanych nazwiskach i popularnych zespołów chciałoby się ich więcej i więcej. Niestety, istnieje pewien określony pułap, do którego jako miasto możemy mierzyć.

- Pomijając koszty, Bielsko-Biała nie jest Nowym Jorkiem, Warszawą ani nawet Krakowem - przekonuje dyrektor Szczotka. - Nie do każdego zespołu czy wokalisty można więc uderzyć z propozycją, bo nawet nie odpowiedzą. Taka jest prawda. Poza tym nie mielibyśmy miejsca, w którym dałoby się zorganizować koncert kogoś ze światowym rozgłosem. Takie koncerty zresztą robią wyspecjalizowane agencje prywatne. To z nimi rozmawiają menadżerowie, a nie z domami kultury. Z tego względu nasza oferta zawsze będzie ograniczona.

Stadionu nikt nie konsultował

Żaden z artystów okupujących czołówki światowych list przebojów raczej do Bielska-Białej nie przyjedzie i trudno mieć o to pretensje. Ale słuszne jest twierdzenie sporej części bielszczan, że skoro już kosztem dziesiątków milionów złotych wybudowano miejski stadion, to można było pomyśleć o tym, aby mógł on pełnić również rolę plenerowego obiektu koncertowego. W końcu tego typu imprezy to na świecie nic nowego i nadzwyczajnego.

- Tak - przyznaje dyrektor BCK. - Tyle, że nikt przed budową stadionu nie konsultował na przykład ze mną całej sprawy. Mamy więc piękny obiekt, ale zupełnie nie nadający się na organizowanie koncertów. Nie ma tam nawet odpowiedniej szerokości bramy wjazdowej, którą mógłby wjechać TIR ze sprzętem. A przecież nikt nie będzie z ulicy przenosił całej aparatury. Sceny nie można ustawić wprost na murawie, bo jest podgrzewana i mogłaby ulec zniszczeniu. Tak, że sprawa jest zamknięta.

Podobnie, jak głosy o budowie amfiteatru czy hali koncertowej z prawdziwego zdarzenia. - No tak - wzdycha nasz rozmówca. - To wykracza na razie poza nasze możliwości budżetowe. W takim przypadku nie mówimy o kilku milionach złotych, jak się niektórym wydaje, ale o kilkudziesięciu.

Każdy będzie obrywał po głowie

Projekt budżetu Bielska-Białej na przyszły rok przewiduje 5 mln zł na działalność Bielskiego Centrum Kultury. Czy to dużo?

- To zależy do czego to odnieść - mówi Władysław Szczotka. - Jeśli do tego, ile rzeczy jako BCK robimy, to nie jest to kwota, która mogłaby powalić na kolana. Dość powiedzieć, że nie ma w mieście imprezy, w którą nie bylibyśmy zaangażowani, nawet jeśli to nie my firmujemy dane wydarzenie. Pomagamy po prostu innym, często na własny koszt.

Dyrektor BCK uważa, że dobrze wykonuje swoją pracę. Czy w związku z tym nie jest mu czasami przykro z powodu krytyki? - Zapewniam, że gdy już odejdę, a nastąpi to pewnie prędzej niż później, każdy na moim miejscu będzie obrywał po głowie tak, jak ja. Więc nie roztkliwiam się nad sobą - przekonuje.

KJ