Bielszczanin Tomasz Skowroński jest rekordzistą. Na weekendowym bilecie przejechał koleją 4298 km, a tym samym pobił dotychczasowy rekord w długości podróżowania o 48 km. Do wyjazdu był solidnie przygotowany. - Miałem dużą ilość bułek, kiełbasek, kabanosów. Raz skorzystałem z posiłku w Warsie. Głodu nawet specjalnie nie czułem. Denerwowałem się, czy wszystko się uda i nie miałem apetytu - opowiada o podróży. Na razie odpoczywa, ale już marzy o wyśrubowaniu swojego rekordu.

Przygoda pana Tomka rozpoczęła się 11 stycznia na stacji Bielsko-Biała Główna, skąd o godz. 10:08 odjechał do Katowic, gdzie zameldował się o 11:10. Odcinek między Bielskiem-Białą a Dębicą nie jest wliczany do rekordu. - Wszystko szło zgodnie z planem. O 12:21 wsiadłem do pociągu do Rzeszowa, by dostać się do stacji początkowej bicia rekordu - Dębicy. Dojechałem tam bez żadnych opóźnień o 16:44 - mówi bielszczanin. Portal bielsko.biala.pl był patronem medialnym tej niezwykłej podróży (zapowiedź rekordu czytaj TUTAJ).

Trzeba mieć też szczęście

Początkowo plan zakładał, że do Dębicy pojedzie później, o 14:29 z Katowic, czyli będzie u celu o 18:21, prawie 40 minut przed rozpoczęciem obowiązywania biletu weekendowego. - Po powrocie z miasta na dworzec zobaczyłem na tablicy przyjazdów, że pociąg, który miał przyjechać o 18:21 pojawi się grubo po 19.00 Oszukałem przeznaczenie, ponieważ miałem nim jechać, jednak chęć zjedzenia czegoś ciepłego w Dębicy zmotywowała mnie do podróży wcześniejszym składem - wyjaśnia pan Tomasz.

Z Dębicy odjechał zgodnie z planem o 19:01 pociągiem "USTRONIE" relacji Przemyśl Główny-Kołobrzeg. Mijał takie stacje, jak Kraków, Kielce, Toruń czy Malbork. Trasa miała dystans 902,8 km i trwała 12 godzin bez dwóch minut. Kierunek - Gdynia Główna.

Do Gdyni przyjechał o 06:59. - Chwila oddechu i z peronu czwartego całe 22 minuty później wsiadłem do pociągu "BRANICKI" relacji Gdynia-Kraków. Była to jedyna relacja, którą przebyłem w całości. Po 944 km, czyli 13 godzinach i 38 minutach dojechałem do Krakowa, mijając po drodze Elbląg, Olsztyn, Białystok i Warszawę Centralną - relacjonuje podróżnik.

Sprintem na peron trzeci

Tuż przed Krakowem pana Tomka spotkała niemiła niespodzianka. Pociąg nagle się zatrzymał. Do peronu zostało ok. 300 m. - Na przesiadkę miałem tylko 13 minut. Pobiegłem do konduktora zapytać, czy zdążę na następny skład. Skomunikował się z pociągiem IC38170, którym planowo o 21:08 miałem udać się do Sławna. Po rozmowie z maszynistą dowiedziałem się, że odjazd i tak się opóźni, ponieważ przyłączają jeszcze lokomotywę, a to potrwa parę minut. Odetchnąłem z ulgą, gdy o 21:06 wjechałem na stację. Jednak dla pewności całą drogę na peron trzeci pokonałem sprintem, z torbą pełną jedzenia - mówi bielszczanin.

Pociąg w drodze do Sławna mijał stacje m.in. w Częstochowie, Inowrocławiu i Prabutach. Na mecie odcinka podróżnik pojawił się punktualnie o 09:12, po 12 godzinach i 4 minutach jazdy. Po 18 minutach oczekiwania, na peron w Sławnie wjechał pociąg "GRYF" relacji Szczecin-Olsztyn. - Moim celem był Gdańsk Główny. Jadąc przez Wejherowo, Sopot oraz Gdynię, po pokonaniu 158 km w 2 godziny i 16 minut wylądowałem na dworcu w Gdańsku - opowiada pan Tomek.

Następne 18 minut spędził na oczekiwaniu na pociąg IC "HEWELIUSZ" do Wrocławia. - Tam pierwszy raz zjadłem ciepły posiłek. Po 5,5 godzinach, oglądając zza szyby Bydgoszcz, Poznań i Leszno, pojawiłem się w Wrocławiu, gdzie miałem najdłuższą przerwę - ponad pół godziny. Pociąg do Szczecina, który miał odjechać o 18:02, wjechał na stację z kilkunastominutowym opóźnieniem.

Z przesiadki na przesiadkę

Jadąc przez Nową Sól i Kostrzyn, w drodze do stacji poprzedzającej Szczecin-Gryfino, Tomasz Skowroński zaczął wątpić, czy uda mu się zrealizować plan. - Na przesiadkę w Szczecinie miałem tylko 6 minut. Wysiadając stację wcześniej, straciłbym 42 km z mojej trasy. Rekord by był, ale pobity tylko o 6 km. Postawiłem wszystko na jedną kartę. Pojechałem dalej. Na dystansie 21 km pociąg stracił 3 minuty. I dokładnie tyle samo miałem na przesiadkę. Zdążyłem tylko przejść przez dwa wagony do swojego miejsca i skład ruszył - relacjonuje.

Do Oławy dojechał pociągiem "ROZEWIE" z minutowym opóźnieniem. Cel spełniony - rekord pobity mimo utrudnień w Poznaniu, gdzie odbyło się rozszczepianie wagonów (pisaliśmy o tym TUTAJ). - PKP mnie nie zawiodło, chociaż łut szczęścia też mi dopisał. Łącznie pokonałem trasę o długości 4298,1 km. Podróż zajęła mi ponad 57 godzin, czyli dokładnie 3427 minut - mówi z dumą Skowroński. Bilet weekendowy kosztuje 81 zł.

- Sądzę, że mogę jeszcze pobić swój rekord - przypuszcza bielski podróżnik. I zamierza to zrobić. Na razie jednak nie powiedział, kiedy. - Muszę odetchnąć i trasę dokładnie zaplanować. Przyjdzie na to odpowiedni moment - zapewnia.

Anna Szafrańska