Nie odpuszczą nikomu, nawet jeśli jest to wysokiej rangi działacz społeczny, polityk czy inna ustosunkowana osoba. Tak, jak miało to miejsce w nocy z wtorku na środę, gdy wpływowy członek bielskiego koła Polskiego Związku Wędkarskiego kłusował na wodach Jeziora Międzybrodzkiego. - Takim ludziom wydaje się, że wszystko im wolno. Do czasu aż trafią na naszą grupę. Nie ma równych i równiejszych - zapewnia szef grupy specjalnej straży rybackiej.

Przy bielskim PZW działa tzw. grupa specjalna Społecznej Straży Rybackiej. Dowodzi nią Andrzej Hankus, od 18 lat związany ze Strażą Rybacką. W środowisku ma opinię człowieka zdecydowanego i bezwzględnie przestrzegającego prawa. Podobnie zresztą jak reszta dowodzonej przez niego 12-osobowej grupy.

Powoływał się na znajomości

- To wyselekcjonowani ludzie znający się na swojej robocie - precyzuje Andrzej Hankus. - Działamy jako grupa szybkiego reagowania o każdej porze, gdy tylko mamy informacje o kłusowaniu na naszych wodach.

Tak właśnie było w miniony wtorek wieczorem, gdy strażnicy otrzymali wiadomość, że ktoś bezprawnie łowi z łodzi na Jeziorze Międzybrodzkim. - Do 1 czerwca obowiązuje zakaz połowu sandacza z łodzi, było więc oczywiste, że ktoś łamie przepisy - tłumaczy pan Andrzej.

Obserwacja trwająca aż do godz. 1 w nocy zakończyła się ściągnięciem łodzi z delikwentem, którym okazał się wysoko postawiony działacz koła PZW w Bielsku-Białej. - Groził nam, powoływał się na znajomość z prezesem związku, ale nic mu to nie pomogło. Nie ma równych i równiejszych - zapewnia nasz rozmówca.

W efekcie pseudorybak ukarany został przez policję mandatem w wysokości 500 zł. Wczoraj jego sprawa była omawiana na spotkaniu zarządu PZW w Bielsku-Białej. - Będzie wniosek do rzecznika dyscyplinarnego, a później trafi do sądu koleżeńskiego - informuje Andrzej Hankus.

Zorganizowane grupy przestępcze

Wiosna to okres, w którym strażnicy mają szczególnie dużo pracy. - Ryba idzie na tarło i łatwo się łowi - mówi pan Andrzej. - Niektórych kusi to tak bardzo, że ryzykują i łamią prawo. Część z takich ludzi to jeszcze nie kłusownicy, bo łowią tylko dla siebie, ale są też i tacy, którzy robią to w sposób zorganizowany.

Najwięcej przypadków kłusownictwa notowanych jest na jeziorach Międzybrodzkim i Żywieckim. Działają tam zorganizowane grupy przestępcze, które jednej nocy potrafią, jak się okazuje, wyciągnąć z wody w nieprzepisowy sposób do kilkudziesięciu dorodnych ryb.

- Łowią na sieci, siatki, kłusują po prostu i w ten sposób okradają wspólne dobro - wyjaśnia szef specjalnej grupy strażników. - Oni kradną rybę, a inni z miejsca ją kupują. A później ryba trafia do smażalni. Ale walczymy z tą patologią.

Nurek z kuszą

Bezczelność wędkarzy łamiących przepisy nie zna, jak twierdzi komendant Hankus, granic. - Wydawałoby się, ze pora kłusowników to noc - zauważa nasz rozmówca. - Ale niektórzy są tak bezczelni, że w biały dzień kradną rybę.

Zarzucają wędki, zakładają siatki na rzekach i sieci w jeziorach. - Miałem też na Jeziorze Żywieckim nurka, który kłusował z kuszą, a to jest surowo zabronione - wspomina pan Andrzej. - No i są tacy, jak ten działacz z Bielska-Białej. Kilka miesięcy temu złapaliśmy działaczy ze związku, z Suchej Beskidzkiej tym razem. Takim ludziom wydaje się, że wszystko im wolno. Do czasu aż trafią na naszą grupę - dodaje.

KJ