- Są tacy pacjenci, którzy przychodzą na SOR z termosem i kanapkami, bo wiedzą, że stracą co prawda pięć czy sześć godzin, ale zostaną gruntownie przebadani, podczas gdy na chodzenie od specjalisty do specjalisty oraz na badania straciliby co najmniej miesiąc albo dwa - mówi Ryszard Batycki, były dyrektor Szpitala Wojewódzkiego w Bielsku-Białej.

- Moim zdaniem, zbyt pochopnie przejęliśmy model ratownictwa medycznego z niektórych krajów zachodnich. Błędem było sprowadzenie pogotowia ratunkowego wyłącznie do funkcji przewoźnika pacjentów. W stacjach pogotowia działały np. całkiem sprawnie chirurgiczne gabinety ambulatoryjne, pacjentów przyjmowali interniści, laryngolodzy, okuliści czy pediatrzy. Teraz wszystkie te zadania spadły na SOR-y, które na dodatek prowadzą kompleksową diagnostykę. Niby istnieją punkty nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej, gabinety podstawowej opieki zdrowotnej, ale i tak wszyscy walą do Szpitala Wojewódzkiego, no i mamy to, co mamy. Brakuje korelacji SOR-ów z placówkami podstawowej opieki zdrowotnej, brakuje rejonizacji, gdy pacjenci byli przypisani do określonego szpitala. W Bielsku-Białej brakuje też współpracy między szpitalami, bo właścicielem jednego jest marszałek województwa, innego powiat, a jeszcze innego - miasto. Tak nawiasem mówiąc, czy władze miasta zauważyły, że Szpital Miejski de facto przestał być miejskim? Tu mamy odpowiedź na pana pytanie o neurologię. W Szpitalu Miejskim została zlikwidowana, stąd przeciążenie oddziału w Szpitalu Wojewódzkim.

Panu, jako kapitanowi okrętu pod nazwą Szpital Wojewódzki przez 22 lata udawało się omijać podwodne rafy w postaci absurdalnych regulacji z centrali…

- Starałem się przez cały okres kierowania szpitalem budować kadry od podstaw. Szpital wychował ponad 200 specjalistów dla tego regionu. Oni tu się szkolili, w tym regionie zostali. Również starałem się wspomagać pielęgniarki w szkoleniach zawodowych. Oczywiście, nie obyło się bez trudnych sytuacji, czasem dochodziło do protestu którejś z grup, która przy kolejnych regulacjach płacowych narzuconych z góry czuła się pokrzywdzona lub pominięta. Moją dewizą było jednak zawsze: „rozumieć racje pracowników i rozmawiać”. I to, patrząc z perspektywy lat, opłacało się.

Cała rozmowa z Ryszardem Batyckim, byłym dyrektorem Szpitala Wojewódzkiego w Bielsku-Białej, do przeczytania w „Kronice Beskidzkiej”.

bb