Była wyjątkowa i bardzo rozpoznawalna. Kojarzona zwykle z koronkami, eleganckim ubiorem, który trochę nie pasował do współczesnego świata. Kochała sztukę i pozostała jej wierna do końca życia. Miała wpływ na życie kulturalne Bielska i Białej przez dekady. - Nasza Stefcia odeszła w ciszy - mówią jej przyjaciele.

We wrześniu tego roku zmarła jedna z niegdyś rozpoznawalnych postaci Bielska-Białej. Pani Stefania Grabys-Szypuła została pochowana na cmentarzu przy ul. Grunwaldzkiej. Spoczęła obok męża Stanisława. Umarła bezdzietnie. Pozostawiła jednak po sobie wiele obrazów, wspomnień i pamiątek. Ceniła sztukę, kolekcjonowała lalki.

Koronkowa sukienka

Grała na pianinie. Miała wielu uczniów, a wśród nich dziewczynkę, którą opiekowała się podczas II wojny światowej. Dziewczynka potem została śpiewaczką operową w Wiedniu. Pani Stefania korespondowała z nią przez kilkadziesiąt lat.

- Od dziecka wiedziałam, że poświęcę się sztuce. Pociągało mnie nie tylko malarstwo, ale również taniec, a przede wszystkim muzyka. Przed wojną chodziłam na lekcje do najlepszych profesorów gry na fortepianie. Pobierałam lekcje baletu w Teatrze Polskim. Jak dziś pamiętam wspólne zajęcia z Marią Koterbską - wspominała.

Wiele osób znało panią Stefanię z widzenia. Trudno było nie zauważyć i przejść obojętnie obok filigranowej, srebrnowłosej kobiety ubranej w elegancki płaszcz, koronkową sukienkę. Kobiecie zwykle towarzyszył mąż. Tworzyli idealną parę. On pracował w szkolnictwie. Ona poświęciła się sztuce. Mówiła, że mogła tak zrobić, bo mąż rozumiał jej wrażliwość.

Taka była piękna

Malowała portrety. Te lubiła najbardziej. Organizowała wystawy, na które przybywały osoby z całego regionu. Na fotografii, na której uwieczniła jeden z wernisaży, dostrzeżemy Jana Grabowskiego oraz Franciszka Kukiołę, który do dziś prowadzi Galerię Wzgórze. Zawsze kulturalna, uprzejma. Prawdziwa dama. Współczesny świat trochę ją przerażał.

To tam byliśmy na ostatnim spacerze z panią Stefanią. Wychodziła z domu niechętnie. Tego dnia jednak dała się namówić na wyjście do miasta. Wybrała kolor czarny, który pod koniec życia zastąpił jej ulubiony róż. Na usta nałożyła czerwoną szminkę. Zawsze dbała o idealny makijaż. W albumach są zdjęcia kobiety, która jest łudząco podobna do Marilyn Monroe.

- Taka byłam piękna - uśmiechała się wtedy, gdy na nie wskazywała. Zatrzymaliśmy się na chwilę na okrągłym mostku koło ratusza. Mieszkała niedaleko, przy ul. W. Wilsona. W galerii u Franka zagrała na pianinie, a na Rynku wtopiła się w tłum. Była szczęśliwa. W tym momencie tyle się zmienia, ale jednak to miasto jest dalej tak piękne, jak kiedyś.

Katrzyna Górna-Oremus