Jeżeli przyszedłeś na świat w latach 50. do 80. XX wieku w szpitalu w Białej, to wielce prawdopodobne, że na świecie jako pierwsza powitała Cię ta kobieta. Emilia Grabowska była położną, która cieszyła się wielkim uznaniem. Przyjęła ponad pięć tysięcy porodów. W jej domu nie przelewało się. Czasami skarżyła się, że mąż, znany bielski malarz, nie daje jej kwiatów. On zaś odpowiadał, że może ofiarować jej te na płótnie.

- Bardzo, bardzo swą pracę lubię. Ten mój dyżur w szpitalu przyjęłam chętnie w zastępstwie młodszej koleżanki, która marzyła o sylwestrowej zabawie. Pracowaliśmy razem z lekarzem specjalistą Jackiem Widomskim - mówiła Emilia Grabowska dziennikarzowi prasy lokalnej pytającego o pierwszego obywatela, który przyszedł na świat w Nowym Roku.

Zapisywała imiona noworodków

1 stycznia o godz. 4 nad ranem urodziła się dziewczynka, której rodzice dali na imię Agata. Jej mama Genowefa Gruszka mieszkała w Czechowicach-Dziedzicach i pracowała, podobnie jak mąż, w "Kablowni". Zgodziła się wtedy zapozować do zdjęcia. Jest na nim z córką oraz Emilią Grabowską, która w tym czasie wyjątkowo, na czas remontu szpitala w Białej, pracowała w szpitalu miejskim nr 1. Jak obliczył dziennik, był to jej 3500 poród, który odebrała. Tyle przyjęła dzieci w ciągu 18 lat praktyki zawodowej. Do tego momentu.

Łącznie, jak twierdzą Lucyna i Stanisław Grabowscy, córka i syn pan Emilii, ich mama przyjęła ponad 5 tysięcy noworodków. W zawodzie przepracowała ponad 30 lat. - Mama prowadziła dziennik. Zapisywała w nim imiona dzieci, którym pomogła przyjść na świat. Niestety spłonął w pożarze, ale wciąż przechowujemy artykuły, zdjęcia i wspomnienia, które nie pozwalają nam zapomnieć o jej dorobku - wspomina Stanisław Grabowski.

Od pierwszego wejrzenia

Do nauki zawodu przystąpiła dość późno. Miała wtedy 27 lat, trójkę dzieci i męża artystę, który studiował na krakowskiej ASP. Z Janem poznała się, gdy miała zaledwie 17 lat.

- Tata zakochał się w mamie od pierwszego wejrzenia. Była piękną kobietą. Odkąd ją spotkał w Brzeszczach, gdzie odwiedzał swoją siostrę, nie mógł przestać o niej myśleć - opowiada Lucyna Grabowska-Górecka.

Ślub wzięli w 1941 roku i zamieszkali w dzisiejszej Białej. Na świat przyszła Maria, Lucyna oraz Stanisław. - W domu było biednie, ale szczęśliwie. Nie przelewało nam się. Byliśmy jednak szczęśliwą rodziną, która się kochała. Mama byłą mistrzynią zapraw, dżemów, przecierów. Bardzo dobrze gotowała - mówi Stanisław.

Powołanie przyszło później

W 1950 Emilia odkryła swoje powołanie i zdobyła zgodę na naukę w Szkole Położnych w Krakowie. "Jest nam dobrze znana jako wzorowa i troskliwa matka trojga dzieci, dobra żona, zaradna gospodyni. Nie posiada żądnych nałogów jak pijaństwo, narkotyzowanie się. Jest spokojną i pracowitą oraz sumienną. W czasie okupacji jako Polka zachowywała się nienagannie" - czytamy w opinii, którą otrzymała od ówczesnych władz miasta, a która była potrzebna do szkoły.

- Mamy nie było przez dwa lata. Mieszkała w internacie w Krakowie. Bardzo jej zależało na tym, aby ukończyć szkołę. Było jej ciężko. Wiedziała jednak, że to dobry zawód, a co za tym idzie stała pensja.

Dwa lata później została położną. Z praktyk i wiedzy teoretycznej zdobyła oceny bardzo dobre. Z wiedzy o Polsce współczesnej - notę dobry. W 1953 roku otrzymała przydział do pracy. Wypisał je wydział zdrowia Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Stalinogradzie. Zaczęła pracę w Szpitalu Miejskim nr 2.

Dywan namalował na parkiecie

Przez ponad trzy dekady przyjęła na świat kilka tysięcy dzieci. Cieszyła się znakomitą opinią wśród kobiet w ciąży. Opiekowała się nimi w trakcie, a także po porodzie.

- Pamiętam, że przychodziły do nas do domu. Opiekowała się nimi w trakcie ciąży. Jednak nigdy nie opowiadała w domu o swojej pracy. Była profesjonalistką. Zostawiała te radości i troski, a zapewne i osobiste tragedie, anonimowych dla naszej rodziny osób, w szpitalu. Wiemy tylko tyle, że w trakcie spokojnych dyżurów dziergała na drutach, szydełkowała. Lubiła być w pełnej gotowości do pracy. Aby nie zasnąć, robiła obrusy, serwetki. Tata był z niej bardzo dumny. W trakcie wernisaży, wystaw mówił tylko o niej. Jaka jest z niej wspaniała kobieta. I taka była, bo stanowiła centrum naszej rodziny. Czasami skarżyła się, że nie daje jej kwiatów. On zaś odpowiadał, że może ofiarować jej te na płótnie. Podobnie było z dywanem. Pragnęła go mieć, ale nie było nas na to stać. Namalował go na parkiecie w ciągu jednej nocy, gdy była w pracy. Stanowili wspaniałą parę - podkreśla Lucyna Grabowska-Górecka.

Pani Emilia przyjęła na świat także wszystkie swoje wnuki i wnuczęta. Zmarła cztery lata po odejściu swojego męża. Pozostawiła po sobie wspomnienia i dobre emocje. Być może ktoś z Państwa dzięki niej po raz pierwszy zobaczył światło dnia?

Katarzyna Górna-Oremus