Strach przed koronawirusem zaczyna być widoczny w bielskich sklepach w postaci pustawych półek z podstawowymi artykułami codziennego użytku. Pomimo chwilowo dużego popytu nie ma jednak powodu do paniki. Większość towaru sklepy magazynują na regałach w ilościach odpowiadających bieżącemu zapotrzebowaniu. Wystarczy stosunkowo niewielka grupa zapobiegliwych klientów robiących większe zakupy na zapas, aby braki były momentalnie widoczne.

Od ponad tygodnia bielszczanie piszą w social mediach o przejściowych brakach niektórych produktów (w tym makaronów) w sklepach spożywczych, ale można to było łączyć z promocjami na niektóre wyroby. Jednak im więcej informacji o środkach zapobiegawczych i osobach zarażonych w najbliższej okolicy, tym bardziej odbija się to na wyglądzie półek sklepowych. Już od ponad miesiąca nie można kupić żeli do dezynfekcji rąk, w drogeriach nowe dostawy schodzą na pniu z samego rana lub zamawiane są przez internet.

Rzuca się w oczy brak spirytusu

Zdjęcia wykonaliśmy dziś wieczorem w jednym z bielskich sklepów dużej sieci handlowej. Nie we wszystkich sklepach i porach dnia część alejek przypomina czasy niedostatków lat 80. W niektórych przedwczoraj, a nawet jeszcze wczoraj rano nic nie przypominało wieczornych widoków. Otrzymujemy jednak informacje, że obrazki jak na zdjęciach nie są odosobnione. Nie sposób kupić było mleka i części nabiału. Jak spustoszone wyglądały półki z makaronem, ryżem i kaszami. Niewiele zostało papieru toaletowego, ręczników papierowych, mydła i chusteczek.

Brakuje części owoców, ale w dyskontach jest to wieczorami widok dość częsty. Część półek z gotowymi daniami oraz słodyczami także zieje brakami. Na stoisku z alkoholem rzuca się w oczy brak spirytusu. Z półek szybko znikają głównie towary o długim okresie przydatności do spożycia. W aptece dowiedzieliśmy się, że brakuje głównie środków dezynfekcyjnych oraz maseczek. Dobrze sprzedają się środki zwiększające odporność.

Nie ma powodu do paniki

To wszystko nie oznacza jednak, że grozi nam głód. Pomimo chwilowo dużego popytu nie ma powodu do paniki. Większość towaru sklepy magazynują na regałach w ilościach odpowiadających bieżącemu zapotrzebowaniu. Wystarczy stosunkowo niewielka grupa zapobiegliwych klientów robiących większe zakupy na zapas, aby braki były momentalnie widoczne. Dobrze to widać podczas reklamowanych promocji - wystarczy atrakcyjny rabat, aby promowany towar szybko zniknął.

Należy się spodziewać, że gdy tylko impuls magazynowania zapasów minie, wszystko wróci do normy. Najważniejsze jest zachowanie umiaru i spokoju. Chociaż w przypadku, gdy ktoś ma wielką ochotę na owsiankę z mlekiem na śniadanie, trudno ten spokój będzie mu zachować.

Tekst i foto: Piotr Bieniecki