Nikt tak dobrze nie opowie o swoim dziecku jak matka. Dlatego zapytałam Inez Baturo, znaną bielską fotograf, pomysłodawczynię FotoArtFestival, kuratorkę Galerii Fotografii B&B o to, jakie uczucia wiążą się z wychowaniem młodego człowieka uprawiającego ekstremalny sport. Bartosz Baturo, rocznik 2001, członek Klubu Speleologicznego w Bielsku-Białej, w tym roku jako jedyny Polak wziął udział w prestiżowym Freeride Junior Tour.

Kocha pani góry, więc syn musiał zarazić się tą miłością od pani.

- Góry zawsze były obecne w naszym życiu. Co tydzień byliśmy z nieżyjącym dziś mężem na jakimś szczycie beskidzkim lub tatrzańskim, popychani wspólną pasją - fotografią. Robiliśmy albumy o górach, a przy okazji resetowaliśmy głowy, bo tam wysoko zawsze jest się tu i teraz. Kiedy Bartek się urodził, to było naturalne, że najpierw „chodził“ z nami w nosidełkach, a potem już samodzielnie. Kto raz zazna gór, już się nie wyleczy.

W zaspach znajdował radość

Kto postawił Bartka na nartach, pani czy mąż Andrzej?

- Większość rzeczy robiliśmy razem (również narciarstwo), więc oboje postawiliśmy syna na nartach. Z tym, że Bartek właściwie od początku był poza trasą. Już jako kilkulatek z radością wjeżdżał między choinki i znikał z naszych oczu, wyjeżdżając wiele metrów niżej od nas. Na wyratrakowanej trasie nudził się. Poza nią, w zaspach, znajdował radość.

Rodzice często mają marzenia na temat przyszłości swoich pociech. Jakie jest pani?

- Żeby był dobrym i szczęśliwym człowiekiem.

Kiedyś Bartek podąży swoją drogą. Znajdzie w pani wsparcie?

- Zawsze i wszędzie. Niezależnie od tego, co wymyśli. Od tego są rodzice. Dziecko ma iść swoją drogą, a my mamy to akceptować i pomagać rozwijać skrzydła, aby ta niezależna istota, która wyleci z gniazda, była kimś wspaniałym i wartościowym.

Gdy zobaczyła pani jego ewolucje, nie odezwał się instynkt macierzyński i chęć zabronienia mu tego?

- Nie. Nie jestem zwolennikiem zabraniania, bo to nie działa. Każdy człowiek, również młody, musi umieć sam ocenić ryzyko, aby iść przez życie bezpiecznie. Musi doświadczyć tego, o czym marzy, aby nie żałować kiedyś, że nie spróbował. Mamy jedno życie, należy je chronić, dbać o siebie i innych, ale także odważnie czerpać z niego pełnymi garściami. Stawiać czoło wyzwaniom. Realizować swoje cele i marzenia, nie cudze. Nie bać się mierzyć wysoko. Bo jak nie teraz, to kiedy?

Uczy zarządzania stresem

Co pani czuje, gdy widzi go na stoku?

- Cieszę się, że robi coś, co sprawia mu ogromną frajdę, a przy okazji jest dużym wyzwaniem, które uczy samodyscypliny (fizycznej i psychicznej), jak również zarządzania stresem. I oczywiście również boję się. Kiedy jedzie sam samochodem albo wyjeżdża na wolontariat zagraniczny czy kiedy idzie z kolegami w góry, też się niepokoję. To naturalna składowa uczucia, kiedy kogoś kochamy. Jestem jednak bardzo dumna z jego osiągnięć, do których doszedł sam, bez trenerów, tylko własnym uporem, ćwiczeniami, planowaniem i realizacją tych zamierzeń.

Bartek założył, że będzie startował w zawodach i już w roku 2019 zakwalifikował się na światowy Junior Freeride Tour, zajmując dobre miejsca. W tym roku był jedynym przedstawicielem Polski juniorów. Na początku ten świat wydawał mi się bardzo odległy i nie bardzo wiedziałam, jak Bartkowi w tym pomóc. Na szczęście, otrzymał wsparcie sklepu Ski Sport w Bielsku-Białej (sprzętowe i duchowe), a niedawno dołączyła firma Atomic z jego wymarzonymi nartami, za co jestem ogromnie wdzięczna, bo bez tego byłoby znacznie trudniej. Kiedy patrzę jak Bartek skacze ze skał, stawia czoła trudnym sytuacjom, a przy okazji po prostu dobrze się bawi, to jestem szczęśliwa, bo to przekłada się na życie codziennie - syn wyznacza sobie ważne cele i je konsekwentnie realizuje, ale bez „spiny“. Narciarstwo rozwija go jako jednostkę.

Jak wychowuje się młodego człowieka z niebezpieczną pasją?

- Myślę, że kluczem jest całkowita akceptacja dziecka oraz obdarzenie go bezgranicznym zaufaniem. Szanuję wybory syna i widzę, że zachowuje we wszystkim zdrowy rozsądek oraz równowagę, bez szarżowania. Kiedy Bartek był mały, zawsze spędzałam z nim bardzo dużo czasu, wiele rzeczy robiliśmy razem, bawiliśmy się, do dziś dużo rozmawiamy. Znam go jak własną kieszeń. Staram się go zachęcać do działania i motywować pozytywnie. Jeśli z czymś się nie zgadzam lub coś mnie niepokoi, to mówię o tym, ale decyzję, co należy zrobić pozostawiam jemu, aby mógł sam uczyć się na swoich błędach. I jak na razie wybiera bardzo dobrze. Stawiam na partnerstwo w relacjach i odnoszę wrażenie, że tym samym zbudowałam sobie u Bartka autorytet, co jest bardzo pomocne we wszelkiego rodzaju komunikacji i rodzinnej współpracy.

Wolniejsze tempo świata zewnętrznego

Jak spędzacie teraz te dni? Chyba trudno utrzymać w ryzach młodego człowieka, który potrzebuje ruchu?

- Intensywność życia polega na jego przeżywaniu i łapaniu chwil tu i teraz. Można to robić dynamicznie, ale można też spokojnie, w cichym zachwycie nad światem i faktem, że jest się na ziemi. Z kolei sport uczy wyrzeczeń. Teraz jest czas na zwolnienie i nie mamy z tym problemu. Jest akceptacja sytuacji i jej zrozumienie. Takie puszczenie się z falą. Jak się nie da czegoś zmienić, to jedynym wyjściem jest podążanie. Poza tym tzw. slow life zawsze był nam bliski. Podoba nam się wolniejsze tempo świata zewnętrznego. Daje to czas na rozwój wewnętrzny. Na szczęście, mamy też ogródek. Ja pracuję dużo w domu - jak zawsze. Bartek czyta, uczy się (również online i przez skype’a), bo w tym roku zdaje maturę, a to jest priorytet. Chodzimy na spacery z psami, mamy własne koniki, więc to nam też pomaga w sensownej izolacji. A intensywniejsze narty muszą chwilę poczekać. Góry i zawody uczą pokory, umiejętności wycofania się, jeśli jest taka potrzeba i cieszenia się tym, co ma się w danym momencie

Jest pani znanym fotografem, czy Bartek jest wdzięcznym obiektem pani prac?

- Obiektem to pewnie on jest wdzięcznym, ale ja jestem bez szans, bo nie mogę Bartkowi towarzyszyć w miejsca, którymi on zjeżdża na nartach. Nie zjadę w żlebie między skałami, bo się boję. Czasami fotografuję coś z boku, z innego stoku, ale to nie to samo co bycie blisko. Szukamy więc zapalonego narciarza-fotografa, który mógłby dzielić pasję do nart, a przy okazji realizować swoją - zdjęciową.

Proszę o kilka słów o samych zawodach: gdzie są rozgrywane, kto bierze w nich udział, na czym polegają?

- Zawody freeridowe to absolutnie fascynująca dyscyplina sportu. W tej jeździe dominuje poczucie wolności, ale też kontroli nad własnymi decyzjami. W skrócie chodzi o jazdę na nartach poza przygotowanymi trasami. Na niektóre zawody można się po prostu zapisać, ale na te wyższej rangi trzeba już zasłużyć (punktacją z innych startów). Przed zawodami wiadomo tylko w jakim ośrodku narciarskim będą się odbywać. W Europie organizują je głównie kraje alpejskie i pirenejskie (Austria, Włochy, Niemcy, Francja, Hiszpania, Andora). Polski niestety nie ma w tej grupie. Kiedy uczestnicy dowiadują się z jakiej góry będą zjeżdżać, od tego momentu nie wolno nikomu tam wjechać, więc z reguły jedzie się po danej trasie na zawodach pierwszy raz w życiu. A są to ostre, kilkutysięczne szczyty, przyprawiające mnie o zawrót głowy. Przed zjazdem analizuje się ścianę na podstawie zdjęć, filmów, map. Każdy sam decyduje, jaką obierze linię zjazdu w ramach wyznaczonej zony. Punktowany jest m.in. styl, skala trudności wybranej trasy, płynność jazdy, kontrola nart. Zagrożeniem mogą być skały, lód, lawiny (każdy obowiązkowo ma plecak lawinowy i detektor), ludzki błąd.

Najważniejszy jest cel, nawet szalony

Wspomniała pani o tym, że Bartek niebawem przystąpi do matury, co potem?

- Bartek jest teraz w klasie maturalnej liceum w tzw. edukacji domowej. Świadomie wybrał taki system, aby móc swobodnie planować dzień i mieć czas na zajęcia sportowe oraz na zawody. Uczniowie uczą się sami i zdają egzaminy końcowo-roczne, kiedy są na to gotowi, często już wczesną wiosną, resztę czasu poświęcając na swoje pasje. U Bartka obok nart jest to także klub speleo (jaskinie i wspinaczka). Poza tym od września Bartek będzie studiował w Fort William w Szkocji na University of Highlands and Islands (przeszedł już pozytywnie skomplikowaną rekrutację) na niszowym kierunku, oferowanym tylko przez kilka uczelni na całym świecie - Adventure Tourism Management.

Wiem, że jego marzeniem jest organizowanie wypraw badawczych w różne rejony świata, ale głównie w powiązaniu z górami. Oprócz tego mierzy oczywiście we Freeride World Tour. Od przyszłego sezonu już nie będzie juniorem, więc stawka będzie znacznie wyższa i sporo przed nim pracy. Szkoda, że epidemia skróciła tegoroczne zmagania. A ja, jak zwykle, trzymam mocno kciuki Najważniejsze to mieć cel, nawet najbardziej szalony, i nie bać się go realizować. A resztę życie i tak samo napisze.

Życząc sukcesów, dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała: Agnieszka Ściera-Pytel

Foto: Inez Baturo