Historia przedwojennej bielskiej urzędniczki Mieczysławy Faryniak mogłaby być kanwą niejednej powieści czy filmu. Byłaby to opowieść o wielkiej, nieszczęśliwej miłości, poszukiwaniu własnej życiowej drogi wśród górskich szczytów i o ratowaniu innych podczas wojennej zawieruchy. Bielszczanka zamieszkała w pustelni na Spiszu i ze względu na swoje zasługi dla miejscowej ludności jest tam do dziś ciepło wspominana.

Nawet dzisiaj nie jest łatwo dotrzeć do położonego na wysokości 740 m n.p.m. Dursztyna. Prowadzą tam jedynie kręte, wiejskie dróżki ze stadami pasących się owiec i zapierającymi dech w piersiach tatrzańskimi widokami. Zaraz po wjeździe do wsi, na wzgórzu przy drodze mieści się klasztor sióstr niepokalanek, na którego terenie postanowiłam poszukać śladów niezwykłej bielszczanki. Do pustelni stromą dróżką przez wzgórze i las prowadzi mnie siostra Marianna, która jest bardzo szczęśliwa, że nareszcie odwiedza to miejsce ktoś z Bielska-Białej.

Złoty domek na obrazie

Mieczysława Faryniak urodziła się 6 grudnia 1903 w Kętach. Po ukończeniu szkoły podstawowej kontynuowała naukę w Krajowej Szkole Kupieckiej, a następnie pracowała jako urzędniczka w Bielsku.

- Pochodziła z bogatej rodziny. Jej ojciec był wojskowym, który zgodnie z poleceniem służbowym przeniósł się wraz z rodziną z Kęt do Bielska. Tam Mieczysława rozpoczęła dobrze płatną pracę jako urzędniczka w banku. Uwielbiała wędrować po górach. Podczas jednej z wędrówek po Beskidach poznała swoją wielką miłość - Konrada. Była zdolna, oczytana, biegle znała kilka języków, w tym niemiecki. Dlatego fakt, że jej ukochany był Austriakiem nie był dla niej przeszkodą. Kiedy się nie widzieli, pisała do niego listy, a nawet kupiła dla niego domek w górach. Namalowała go na obrazie i nazwała „złotym domkiem”. Miała nadzieję, że zamieszkają tam razem po ślubie - mówi s. Marianna, pokazując rzeczy, które Mieczysława przywiozła z rodzinnego domu w Bielsku - kołowrotek i stary, pięknie wydany modlitewnik, który odziedziczyła po babci.

Niestety, Konrad nie traktował ich związku poważnie, szczególnie, że nie podzielał jej światopoglądu. Mieczysława postanowiła wyjechać nad morze, by ukoić złamane serce. Tam spotkała młodą kobietę, która jej powiedziała: - Szukasz bursztynów, a prawdziwy skarb i piękno znajdziesz w górach w Dursztynie. Słowa te na długo zapadły w pamięci bielszczanki. Dlatego zaczęła poszukiwać tego miejsca i z wielką radością stwierdziła, że jest to wieś pośród gór na Spiszu.

Bogata paniusia w drewnianej chatce

- Podczas jednej ze swoich modlitw poczuła, że właśnie Dursztyn jest jej miejscem na ziemi. W ostatnim liście do Konrada napisała, że jest szczęśliwa, bo zrozumiała, że chce żyć dla kogoś, kto ją naprawdę kocha, dla Boga. Do Dursztyna wtedy nie prowadziła żadna droga. Przybyła tam w 1934 z jedną walizką, częściowo konno, częściowo pieszo przez góry. Podczas wędrówki zachwycił ją niezwykły widok na wzgórzu (nazywanym dzisiaj Skałką) - z jednej strony na Tatry, a z drugiej na Gorce. Tam postanowiła kupić działkę pod lasem i wybudować domek - dodaje siostra zakonna.

Mieszkańcy górskiej wsi byli bardzo nieufni wobec nowoprzybyłej pani. Widzieli po jej ubraniach, że jest bogata i nie pochodzi z ich stron. Jednak po jakimś czasie zauważyli, że jest religijna i chętnie pomaga im w pracy fizycznej. W ten sposób zdobyła ich zaufanie. Szybko pomogli jej zbudować skromną, drewnianą chatkę. Którejś zimy odwiedzili ją kolędnicy i widząc, w jakich warunkach żyje, powiedzieli, że ,,mieszka jak Chrystus w stajni”.

Odtąd jej pustelnię nazywano,,Betlejemką”. Było to miejsce odosobnione, ale otwarte dla każdego, kto potrzebował pomocy. Mieczysława pomagała miejscowej ludności nie tylko finansowo. Niedługo po przyjeździe zaczęła uczyć dzieci. Dostała nawet zgodę ówczesnego kuratorium, żeby prowadzić własną szkółkę dla dzieci na poziomie podstawowym. Wszystko przerwał wybuch wojny.

Mieczysława, pomimo odcięcia od cywilizacji, wiedziała, jakie obostrzenia nałożył na Polaków okupant. Pomimo to nadal, tym razem w tajnej szkole, uczyła dzieci różnych przedmiotów, w tym religii, woziła chleb z bogatszych wiosek do najbiedniejszych. Którejś nocy obudziło ją stukanie do drzwi.

Urządziła kryjówkę w pustelni

- Przestraszyła się, że ktoś w nocy przyszedł do pustelni, ale kiedy w nocnej koszuli otworzyła drzwi, zobaczyła rodzinę z małą córeczką na ręku. Był to żydowski lekarz Jan Rajca z sąsiedniej wioski, który chciał się z rodziną ukryć w lesie w górach. Prosili tylko o możliwość chwilowego ogrzania się z dzieckiem. Mieczysława nie pozwoliła im iść dalej. Rodzicom urządziła kryjówkę w pustelni, którą od zewnątrz zamykała na kłódkę. Sama zamieszkała w jaskini nieopodal Betlejemki. Córeczkę państwa Rajców postanowiła ukryć u jakiejś wielodzietnej wiejskiej rodziny, bo bała się, że warunki w pustelni zaszkodzą jej zdrowiu. Jeździła na nartach przez górskie szczyty z dziewczynką w plecaku i pytała od domu do domu, czy ktoś by jej u siebie nie przyjął. Niestety, nikt się nie zgodził. W końcu po kilku dniach jedna z matek przyszła do pustelni i wzięła dziewczynkę do siebie. Mieczysława mówiła, że to był jeden z wielu cudów, które zdarzyły się w jej życiu - relacjonuje s. Marianna.

Z moich poszukiwań wynika, że Mieczysława wspierała także inną, ukrywającą się w górach żydowską rodzinę - Winklerów. Co najmniej dwa razy przeżyła wtedy chwile grozy. Najpierw, kiedy przechodził niemiecki front i jeden z żołnierzy dowiedział się, skąd pochodzi i chciał ją zapytać, czy wie, co się dzieje w Kętach i Bielsku. Potem, gdy odwiedził ją jej dawny ukochany Konrad, który był żołnierzem niemieckim, już wtedy żonatym.

Gdy zobaczył jej pustelnię, był przerażony w jakich warunkach mieszka. Chciał jej pomóc, zabrać do bezpiecznego i bardziej komfortowego miejsca. Mieczysława tłumaczyła, że dzieląc los z najbiedniejszymi mieszkańcami Spiszu, jest naprawdę szczęśliwa. W obu przypadkach mieszkańcy wioski ostrzegli bielszczankę, że w stronę pustelni zmierzają niemieccy żołnierze. Miała więc czas, by przenieść rodzinę żydowską z pustelni do skrytki w jaskini.

Początek procesu beatyfikacyjnego

Zaraz po wojnie Mieczysława z własnej inicjatywy została pierwszą nauczycielką i pierwszą kierowniczką polskiej szkoły w Dursztynie. Kiedy w 1948 komuniści zakazali jej uczenia religii, zrezygnowała ze stałej pracy w szkole. Nadal jednak zajmowała się dziećmi - stworzyła im coś na kształt przedszkola, w którym dzieci nazywała ,,aniołkami”. Dziewczynki uczyła szycia i haftowania, a chłopców majsterkowania. Opiekowała się dziećmi także wtedy, gdy dorośli bawili się na weselach. Z kolei rodzina Rajców osiedliła się na Słowacji, gdzie ich cudem ocalona córka Ewa doczekała się rodzeństwa i została lekarzem okulistą.

- Od 1950 podupadająca na zdrowiu pani Mieczysława poszukiwała zgromadzenia zakonnego, które przejmie po jej śmierci Betlejemkę. Niestety, większość z nich nie zdecydowała się na osiedlenie ze względu na trudne warunki. Dopiero w 1971 udało jej się sprowadzić do Dursztyna nasze zgromadzenie, któremu przekazała Skałkę. W 1975 odwiedził Dursztyn kardynał Karol Wojtyła, z którym potem przez długie lata pani Mieczysława wymieniała listy i wiersze - tłumaczy s. Marianna.

Mieczysława Faryniak zmarła w 1990. Zostało po niej skromne wyposażenie pustelni, cztery tomy pamiętnika zatytułowanego „Tchnienie Ducha Świętego” oraz kilka wierszy opisujących piękno Tatr i okolicznych skałek. Z okien Betlejemki można podziwiać Tatry i Gorce. Obok niej znajduje się piękna, drewniana. kaplica p.w. Ducha Świętego, którą Mieczysława ufundowała w 1960 roku. Poniżej można zwiedzić wydrążoną w skale grotę Michała Archanioła, w której przez siedem wojennych miesięcy mieszkała niezwykła bielszczanka.

***

O pani Mieczysławie przypomina także jej skromna mogiła na dursztyńskim cmentarzu z drewnianym krzyżem i podmurówką z wapienia. Grób jej rodziców znajduje się w Bielsku-Białej. Niedługo po śmierci Mieczysławy Faryniak znana piosenkarka Antonina Krzysztoń napisała o niej piosenkę pt. „Tam, gdzie kres”. Od kilku miesięcy z inicjatywy Prowincji Zakonnej Franciszkanów, z którą Mieczysława jako osoba świecka była związana, trwa pierwszy etap procesu beatyfikacyjnego bielszczanki. Niedawno spiszacy obchodzili 30. rocznicę jej śmierci.

Tekst i foto: Agnieszka Pollak-Olszowska