Kamień, moja miłość
Rozmową z Barbarą Arminajtis, rzeźbiarką
Jest pani malarką i rzeźbiarką, jednak w centrum pani zainteresowania znalazła się rzeźba. Dlaczego? Co tak panią w niej urzekło?
Właściwie to jestem malarką z ukierunkowaniem na tkactwo artystyczne i desenaturę (projektowanie wzorów na tkaninach ? przyp. red.). Rzeźbiarką jestem z wyboru, ta dziedzina sztuki zawsze mocno działała na moją wyobraźnię i inspirowała mnie w mojej pracy pedagogicznej z dziećmi i młodzieżą, gdy uczyłam w szkole. Nie czułam się jednak w tej roli spełniona. Potrzebowałam ?przestrzeni? dla siebie. Pewnego dnia, wiem, brzmi to jak bajka, ktoś zapytał mnie, czy zaprojektowałabym i wykonała obelisk do parku miejskiego. Byłam zaskoczona tą propozycją, a że z natury jestem ciekawska ? w pozytywnym znaczeniu tego słowa ? zgodziłam się. Zawsze to nowe doświadczenie. I wtedy przyszło olśnienie: jakie to proste! Właśnie tego potrzebowałam dla siebie i w ten sposób zaczęła się moja przygoda z rzeźbą, która trwa do dziś. Jednak bardziej niż sama rzeźba zainteresował mnie kamień. Zafascynowałam się tym materiałem, poszukując odpowiedniego obelisku. Zdałam sobie sprawę, że dotykam swoimi palcami milionów lat zdarzeń, które już były i minęły bezpowrotnie, ale ich historia została zakodowana w kamieniu. Trzeba tylko te ?wiadomości? rozkodować. Uruchomiłam wyobraźnię. Oczami duszy zobaczyłam (to nie żart) w każdym napotykanym kamieniu ukryte tajemnice proszące się o wydobycie na światło dzienne i już nie potrafiłam oprzeć się temu, co mnie wołało, wzywało, prosiło o szansę dla siebie. Tyle czasu minęło od tego pierwszego razu, a ja nadal nie potrafię przejść obojętnie koło żadnego kamienia. To obsesja, która na samym początku była dość uciążliwa. Pozwolę sobie w tym miejscu opowiedzieć zabawną historię. Trochę ?uspokoiłam się? w swoim zbieractwie i kolekcjonowaniu kamieni, gdy zniszczyłam swój własny samochód. Tyle tego zawsze zbierałam podczas swoich podróży, woziłam w samochodzie na siedzeniach i podłodze, że w końcu ta zbuntowała się i odpadła w czasie jazdy. Wtedy wrócił mi zdrowy rozsądek. Rzeźbię we wszystkim, ale kamień jest dla mnie numerem jeden, to moja specjalność. To nie ja wyrażam się w formie rzeźby, ja tylko wydobywam i ujawniam zaklęte w kamieniach tajemnice, nadając im kształty ?powołuję? je ponownie do życia i zmuszam ?materiał? do opowiedzenia swojej historii. To misterium ...
Czy ma pani swoich ulubionych twórców, rzeźbiarzy?
Oczywiście, mam. Nie będę oryginalna, jeśli powiem, że jest nim Michał Anioł. Podziwiam go, ale nie tak jak wszyscy, co zresztą jest zrozumiałe. Mój szacunek do mistrza tkwi w podziwie dla jego samozaparcia w dążeniu do celu, który sobie wyznaczał, dla trudu, który znosił na co dzień, prozaicznych spraw i przeciwności, które odciągały go od tworzenia dzieł. Może dlatego tyle nie zostało ukończonych ze stratą dla nas, oglądających. Kto dziś pamięta, nie posiłkując się książką czy encyklopedią, kim w czasach artysty był podesta Florencji czy Mediolanu, kim był Michał Anioł, wiedzą to dzisiaj wszyscy! Nie mam ulubionych rzeźbiarzy, podziwiam i darzę szacunkiem za to wszystkich tych, którzy w swe dzieła włożyli pasję tworzenia, pokonali swoje słabości i okiełznali kamień, opanowując swój warsztat pracy do perfekcji. Po sobie wiem, jaka to ciężka praca, okupiona łzami, wątpliwościami, momentami załamania, ale również wielką radością tworzenia. Moi rzeźbiarscy mentorzy: Fidiasz ? twórca rzeźb Akropolu, Myron, który stworzył fenomenalną rzeźbę ?Dyskobola?, Poliklet ? twórca klasycznych proporcji i piękna, Praksyteles ? nic o nim nie wiadomo! Jedynie rzeźby, jakie po sobie zostawił, mówią o tym, jak wielkim był artystą. Z nowszych czasów: podziwiam Antonia Canovę i Giovaniego Lorenza Berniniego ? obaj to klasycyzujący rzeźbiarze.