Piotrek napisał(a):Od ponad trzydziestu lat oszczędzam na moją emeryturę, a okazuje się, że tych pieniędzy nie ma bo z nich są płacone emerytury teraźniejszych emerytów, więc może ktoś mi odpowie gdzie są pieniądze, które oni płacili przez całe swoje pracowite życie
Jak to gdzie? Poszły na emerytury emerytów ich poprzedzających. Tak działa ten model, a jego korzeni należy szukać jeszcze za Kanclerza Bismarcka. Uogólniając chodzi o to, że składkując dokonujesz wirtualnego kapitalizowania, gdy tymczasem w wymiarze realnym Ty utrzymujesz ze swej pracy aktualnych emrytobiorców, pozostając w wierze, że gdy nadejdzie Twój czas wówczas pracujący zrzucą się na wyliczone świadczenie. To pewne zgrubne przybliżenie, są warianty i opcje, lecz idea jest właśnie taka: Ty dziś, jutro tobie. Plus parę gadek o solidarności społecznej.
Koncepcja w sumie nie jest zła, działała dziesięciolecia. Jednak potrzebne są założenia, o których spełnienie dzisiaj trudno. Po pierwsze warto zauważyć, że gdy wprowadzano takie systemy emerytalne to dzietność była duża, zdecydowanie większa niż 2,15 (w metodologii TFR), co zapewniało większość pracujących nad emerytami. Po drugie przekroczenie magicznej granicy emerytalnej udawało się tylko pewnemu odsetkowi pracujących. Po trzecie długość życia na emeryturze była krótsza. Tymczasem postęp medycyny dość ostro poprawił wyniki przeżywalności, dziś dożycie wieku emerytalnego nie jest wielkim sukcesem. Ponadto długość życia, a więc pobierania świadczeń wzrosła. No najważniejsze - spadła dzietność, i to ostro. Dla przykładu w Polsce obecnie wynosi on około 1,31 (czy nawet mniej, z głowy podaję), a tymczasem dopiero podana powyżej wartość, czyli 2,15, zapewnia wymianę pokoleń.
Tak oto zwyczajnie za mało ludzi pracuje, a zbyt wielu pobiera świadczenia, aby obowiązujący model rentowy mógł funkcjonować. Że przy okazji marnotrawny jest i niewydajny, to kolejna sprawa, jednak podstawowy błąd tkwi w podstawowych założeniach. Więc reforma jest niezbędna, potrzebna. Natychmiast. Rząd usiłuje coś tam zrobić, opozycja coś innego, tak naprawdę w grę wchodzą inne aspekty. To reanimowanie trupa, pomadowanie zombie i udawanie, że fajna laska z niego jest.
Teraz smutne będzie. Bo tak naprawdę to trzeba by powiedzieć prosto, że koniec imprezy, czas sprzątać talerze i wycierać podłogi. Nie ma. Moje, Twoje i innych składki poszły w pizdu. System nie działa i działać nie będzie. Jak ktoś liczył na sutą emeryturę, to sobie przeliczył nie to, co powinien. Gdyby szukać winnych, to też za bardzo nie ma kogo obić pod pręgierzem, bo w sumie do raportu powinno stanąć całe społeczeństwo. Choćby i za uparte trzymanie się życia, za zbyt mało bachorów. Nawet gdyby naród się zaparł i w czynie społecznym z tygodnia na tydzień w mozole spoconych prześcieradeł przyszłość swych emerytur wykuwał, to już też za późno. Ciekawe jaka siła polityczna miałaby odwagę to powiedzieć?
Dla minimalizacji strat należałoby już dziś, teraz, zamknąć sklepik z emeryturami. Nieodwołalnie. Bo każdy kolejny rok, każda "naprawa" systemu, to tak naprawdę tylko coraz bardziej kosztowna katastrofa. Przypomina to sytuację, w jakiej znalazła się pewna znana mi z widzenia rodzinka. Kredycik, malutki najpierw, potem kolejny, w tym częściowo na spłatę poprzedniego. Potem następny, wszak naciskają na spłatę. Następnie już prowidentowe i inne, z końcówką w komorniczym piekle. Z ich możliwościami intelektualnymi kompletny kanał, bez wyjścia. Gdyby zdobyli się na radykalny krok i nawet wpadając pod komornika urwali spiralę po którymś z pierwszych kredytów... Ale pojechali dzielnie do końca. Identycznie nasz system emerytalny, im dłużej się łudzimy, tym mocniej nas kiedyś pierdyknie. Dziś też zaboli, mocno, lecz nie tak jak za kilkanaście, kilkadziesiąt lat. Teraz Piotrku wskaż mi palcem jakiegokolwiek polityka, który to powie ludziom w twarz. Co więcej: powie i będzie dalej politykiem?