Generalnie pierwszy "samochód" (a w zasadzie to pojazd) elektryczny powstał już w 1884 roku więc nie jest to jakaś specjalnie innowacyjna technologia. Moim zdaniem to po prostu parcie na niezwykle modny ostatnimi czasy ekologiczny wizerunek za pomocą jedynej sprawiającej wrażenie ekologicznej technologii, na której samochód jest w stanie poruszać się z prędkością większą niż 2 km/h (a więc taką, która jest na tyle rozsądna, że jacyś idioci są w stanie wydać na taki wóz 3-krotność ceny zwykłego benzyniaka o podobnych parametrach i mniejszym spalaniu).
Gdyby kozie bąki pozwalały na napędzenie priusa do 100km/h to pewnie dziś każdy brodaty miłośnik ślimaków i lnianych spodni zamiast baterii pod tylną kanapą miałby zagrodę z paśnikiem w miejscu bagażnika.
Po prostu prąd jest na tyle łatwy w wykorzystaniu, że producenci mogą wepchnąć do samochodu komplet baterii z nokii 3310 i jeszcze nieźle zarobić na ludziach, którzy uwierzą, że jeśli zakupią taki wóz to do ich domu wpadnie Krystyna Czubówna żeby wręczyć im medal za obywatelską postawę, a ludzie na każdych światłach będą klaskać na ich widok.
A potem zadzwoni Angelina Jolie żeby zaprosić ich na drinka.
Z resztą prąd też nie do końca nadaje się do napędzania samochodów, bo silniki od pralki montuje się zawsze w parze ze zwykłymi mordercami matki natury opalanymi ropą albo benzyną. Te nieliczne 100% samochody elektryczne mają żywotność zdechłego mola, a baterie wytrzymują całe pięć ładowań zanim ich pojemność spadnie do 4% wartości początkowej.
Potem trzeba wymienić je na nowe kosztujące biliozaur dolarów.
A jeśli na przykład wyjeżdżając z dziećmi nad morze, gdzieś koło Łodzi zorientujecie się, że zapomnieliście zabrać z domu swój turystyczno-ekologiczny przedłużacz bębnowy zrobiony z liści paproci i mchu to znaczy, że macie kłopoty.
Nie widzę przyszłości w samochodach elektrycznych.
To dla mnie po prostu podyktowany ludzką próżnością bezsensowny epizod w historii motoryzacji, który nie wnosi do dorobku ludzkości niczego poza marnotrawieniem czasu inżynierów na badania umożliwiające co najwyżej lansowanie się paru celebrytom.