Przyjechała do nas znajoma. Taka 70-letnia Brytolka. Wybraliśmy się wczoraj na "bulwary" w Straconce. Są pewne rzeczy, których się nie widzi, gdy się tu mieszka, ale są doskonale widoczne przez obcokrajowców. Np to, że najbliższe ławki są kilkaset metrów od parkingu przy Ciachomanii, a i te są okupowane przez lumpów. Albo to, że przy każdym koszu na śmieci jest syf, aż strach.
Nie mam specjalnej atencji do Brytoli, ale pewne rzeczy możnaby tu przeszczepić. Np. używanie dzwonków przez rowerzystów. No k.... wpada taki typ, z zaciętą mordą, między nas, pieszych, i ani be, ani me. W ostatniej chwili powstrzymałem się przed tym, by "szturchnąć" go delikatnie w tylne koło i popatrzeć jak zalicza koncertową glebę.
Ja też śmigam często na rowerku, ale nie mam stresu z tym, by powiedzieć "dziękuję" gdy spacerowicze robią mi miejsce, ew nacisnąć manetki hamulców.
Co jest z nami?