Anke napisał(a):Więc nie mają.
To nie jest takie czarno-białe. Mieszkańcy pewnej dzielnicy narzekali na smród. Wybrali jednak sobie prezydenta, który ten problem bagatelizował. Były pisma, protesty, artykuły. Koniec końców jednak się sprawą zajął. Być może więc jest kwestią odpowiedniego "wychodzenia" sobie, żeby załatwić realizację własnego projektu. Tyle że to nie powinno się tak odbywać.
Co to w ogóle znaczy "ktoś tych ludzi wybiera"? Ktoś ci zrobił na złość? Przecież ci co glosowali na kasztelana nie chcieli źle : czy ja osobiście znałam Krywulta albo innego kandydata, żeby oceniać jakim będzie urzędnikiem? Nie znoszę tego postwyborczego narzekactwa.
Ja nie głosuję, bo nie widzę w tych obietnicach nic dla siebie. Ci co idą, zakładam że znają programy swoich idoli i zgadzają się z ich wizjami przebudowy miasta, planami inwestycyjnymi, itd. No więc wybrano gościa, który w tematach, jakie tu poruszamy, chyba nic nie obiecywał. Stwierdzam więc prosty fakt, że albo brakowało kandydata z postulatem np. naprawy MZK, albo zwyczajnie bielszczanie mają to w nosie.
Poza tym, mam w sobie tyle pokory by uznać, że może tylko mi cośtam nie odpowiada. Były np. niedawno w Bielsku koncerty z okazji Dni Bielska. Golcowie, Skaldowie, Dżem i DJ Bobo. Kto układał ten program? Czy naprawdę za kasę podatników nie da się zaprosić kogokolwiek bardziej "ambitnego" niż ten ostatni "artysta"? No ale nie widzę nigdzie, żeby ktoś narzekał, więc zakładam, że może wyborcy i władze tego miasta są z takiej właśnie bajki, gdzie cebulacki DJ Bobo "uświetnia" Dni Bielska. Zapłacili swoimi głosami za to, co dzieje się w mieście i dobrze się przy tym bawią.
A jakie rozwiązanie proponujesz? Mnie kopary już dawno opadły i rozważam te walizki.
Jedynym rozwiązaniem wydaje się być jakiś nowy podmiot polityczny czy obywatelski, który by napisał jakiś własny program rozwoju, najlepiej nie B-B, tylko całego subregionu (jakkolwiek byśmy go sobie nie definiowali). Wtedy, przy ew. zainteresowaniu mediów, możnaby próbować coś zawalczyć w UM, albo chociaż utworzyć jakieś ciało doradcze, z którym prezydent mógłby konsultować swoje pomysły. Jedna osoba, która coś tam chce, jak widać po poście Pyramide, może zawsze zostać uznana za zbyt błahą, by jakiś urzednik miał się shańbić choćby odpowiedzią. Niestety, jak kiedyś próbowałem coś na miejscu zorganizować, to się okazuje, że bielski urząd jest dopiero pierwszym progiem, o który można się rozbić. Tu wszystko ma kilku właścicieli, albo leży na styku jakichś parceli i żeby zrobić cokolwiek to trzeba negocjować tę samą rzecz w 10 różnych biurach i 40 departamentach.