Dochodza mnie wiesci z rodzinnego kraju, ze dawni szarzy wspolpracownicy Sluzby Bezpieczenstwa (SB) maja teraz ciezkie zycie: chce sie ich zwalniac z pracy, pozbawiac stanowisk, a nalezenie do Sluzby Bezpieczenstwa uwaza sie prawie za najwyzsza hanbe i dyskredytacje.
Bardzo kontrastuje to z posmiertna notka zmarlego dzisiaj super szefa niegdysiejszej NRD-wskiej sluzby bezpieczenstwa, a pozniej wywiadu, Markusa Wolfa.
Euronews, europejski serwis informacyjny pisze o nim w dosc przyjazny sposob:
"Legendarny szef STASI... Zmarl spokojna smiercia, odchodzac lagodnie we snie, doniesli jego czlonkowie rodziny...
Byl synem zydowskiego lekarza i pisarza Fryderyla Wolfa.... Ojciec, komunista, byl przesladowany przez nazistow... Obydwaj wyemigrowali do ZSRR w 1933 roku....
Po powrocie do NRD po wojnie, pracowal najpierw jako dziennikarz...
Jeszcze przed zburzeniem muru opowiedzial sie za pieriestrojka...
Oczywiscie, gdy zabral glos podczas wielkiej demonstracji 4 listopada na Alexanderplatz, zostal wygwizdany przez demonstrantow, ale podtrzymal swoja krytyczna postawe.
Po zjednoczeniu Niemiec przeniosl sie najpierw do Moskwy, potem musial wiele razy odpowiadac przed sadem za dzialalnosc w niemieckiej SB, STASI. W koncu zostal skazany na 2 lata pozbawienia wolnosci w zawieszeniu, a swoje skazanie okreslil mianem "sprawiedliwosci zwyciezcow"...
Byl on zarowno podziwiany, jak i ostro krytykowany...
Markus "Misza" Wolf zmarl dokladnie 17 lat po upadku berlinskiego muru...
Moj komentarz: sam chcialbym miec tak wdzieczna i przychylna wizytowke posmiertna...