necia55 napisał(a):Nie ? To co pięknego jest w umieraniu świata ? Oj, GeN , jakież to " gasnące " widoki są dla Ciebie miłe ?
Coś mi to wygląda podejrzanie
Tam od razu podejrzanie. Po prostu gdy już taki Armagedon nadciągnie to zjawisko będzie wizualną ucztą (pomijając islamskich fanatyków z wąglikiem czy innym ebola). Na przykład kometa - ależ to byłby obraz! Mknący z bezmiaru kosmicznej pustki wędrowiec, widoczny z daleka najpierw nocami, potem i za dnia, z godziny na godzinę okazalszy. Wreszcie rozrywający atmosferę, uderzający gromem, eksplodujący. Jak w pobliżu to koniec dziwowiska, gdy odlegle to jeszcze będzie fala uderzeniowa, płonąca atmosfera i temu podobne. Oczywiście że finito, że po zawodach, pozamiatane. Ale jakże efektownie i monumentalnie. Więc czy wtedy dobrze chować się po piwnicach i czekać na nieuniknione? Ja tam bym chciał siedzieć w pierwszym rzędzie i chłonąć widoki.
Lat temu wiele, gdy jeszcze studiowałem w Rzeszowie, miałem okazję widzieć taki mniejszy gniew natury. Też było na co popatrzeć. Ale po kolei.
Był to czerwcowy dzionek, od rana słoneczny, upalny, ledwie kilkoma chmurami zaznaczony do południa. Aż żal było marnować czas w salach wykładowych. Więc wspólnie z kolegami zmieniliśmy kierunek na przeciwny i zamiast trafić w szacowne mury uczelni pojechaliśmy do Boguchwały. To taka pipidówa pod Rzeszowem, na tyle bliska iż docierają tam autobusy miejskie, a na tyle odległa by nie być miastem, nadto zaopatrzona w basen.
Basen jak basen, coś tam z wodą betonowe, lecz w taki dzień jak znalazł. Moczenie zadka, wyginanie kończyn dla ratunku przed utonięciem, jakiś kocyk, żarcie z budki, obcinanie wzrokiem przechodzących ciekawostek - słowem wyraj dla młodego studenta. Błogostan przerwała jednak obserwacja nieba. To, że wiatr zaczął się wzmagać, było jeszcze niczym, drobną niedogodnością. Lecz wiejące ku lotnisku w Jasionce szkolne samoloty - dawało do myślenia. Więc czym prędzej zwinęliśmy manele i dawaj do autobusu. Ten w kierunku miasta był pusty jeszcze, bo ruch ludzi dokładnie odwrotny. Taki bonus od losu. Albo studiowania na właściwym kierunku.
W każdym razie gdy dotarliśmy do pokoju w akademiku można było podziwiać zjawisko w pełnej krasie. I to był chyba jeden z tych nielicznych przypadków, gdy mieszkanie w "Ikarze" - jedynym dziesięciopiętrowcu na osiedlu polibudy - było korzystne. Okna na Boguchwałę, kilkanaście kilometrów w miarę równego, płaskiego terenu z niską zabudową, w tle górki... Stop! Jakie górki? Od lewej do prawej, cały horyzont był jednym wielkim, czarnym jak noc, wałem burzowym. Cumulonimbus dosłownie jechał podstawą po ziemi.
Widok był tak monumentalny, że gdyby ktoś podobny wstawił do filmu zaraz zostałby odsądzony od czci jako przeginacz kompletny. Czerń zbliżała się, a my jeszcze w słońcu. Widać było jak gwałtowne prądy przyginają kolejne drzewa, wznoszą tumany pyłu, płoszą ptaki, które w panice wzbijały się by zaraz szukać bezpiecznego schronienia. A od czasu do czasu biały błysk oznaczał miejsce gdzie kolejne przewody zwarło. Zaraz jednak wszystko to znikało w głębokiej czerni, jakby pochłaniane w niebyt. I to ciągłe mruczenie, echa setek wyładowań.
Gdy front dotarł do osiedla akademickiego wszystko stało się gwałtowne, brutalne i w niespotykanej skali. Uderzenie czoła było jak od eksplozji. Za nim postępowała woda. Nie deszcz, nie nawałnica. Po prostu woda. W takiej ilości iż wtedy pierwszy raz w życiu, i jak na razie ostatni, za oknem miałem akwarium. Dosłownie zielono było. Na dodatek z ciśnieniem tak wysokim, że woda wlewała się do pokoju przez szczeliny w futrynie. Jeden z kolegów, który akurat był "na mieście", schronił się przed latającymi doniczkami, suszarkami i wszystkim co ludziska zostawili na balkonach do sklepu spożywczego i widział jak przez pękniętą szybę woda tryskała strumyczkiem. Zresztą co tam sklep - cały akademik zalewało. Przez szyby wind lały się kaskady, schodami ciekły strumienie. W czym wydatnie pomagało wiele zostawionych otwartych okien przez wychodzących rankiem na wykłady. Armagedon w skali mikro. Było cudownie.
necia55 napisał(a):Anatejms- tylko chwytaj z właściwego końca .
No i kto świntuszy?