Na spotkaniu ze znajomymi zostałem napietnowany przez facetów i kobiety, ze nie byłem przy porodzie cwojego dziecka.
Normalnie, taka nagonka na mnie była, jakbym sie sprzeciwił jakiemuś guru na spotkaniu "emłeja".
A ja po prostu od razu mojej połówce zakomunikowałem, ze nie bede i tematu w domu nie było. Sama stwierdziła potem, ze dobrze, ze nie byłem, bo by się krępowała itd.
Szwagierka bardzo chciała by maz przy niej był, natomiast stwierdziła juz "po". ze to przez niego było najbardziej traumatyczne przeżycie jakie miała. Gość wciaz krzyczał, słuchaj lekarza, czemu pchasz, jak lekarz mowi, zebys przestała, zabijesz mi dziecko, bo go nie słuchasz.Jak zobaczył jakies narzędzia, to mało szału nie dostał, co oni chca jej robic.
Wiec skoro facet nie chce byc przy tym, to po co iść za modą. Ja poczekałem godzine przed porodówką i finito,a stresować sie i potem miec jakis uraz na myśl o tym co sie widziało, to ja piernicze taka przyjemność