Z jednej strony masz rację i generalnie też mi się tak wydaje, ale z drugiej, ta cała chińszczyzna jednak szybko znika z półek sklepowych jak tylko się na nich pojawia, więc ludzie kupują i to w dużych ilościach. A takim maleńkim firemkom jak na przykład moja bardzo ciężko jest się przebić w jakikolwiek sposób. Kombinuję już na wszelkie sposoby jak dotrzeć do klienta, na sklepik stacjonarny na razie nie mam co liczyć, jestem szczęśliwa jak starczy mi na ZUS
.
Cieszę się, jak tylko mam kontakt z takimi osobami, które lubią i cenią produkty zrobione z pasją i produkty, które mają duszę:).
Na każdym jarmarku, na którym jestem zawsze znajduje się ktoś, kto nie potrafi przejść obojętnie obok jakiegoś z moich wyrobów, po prostu nie może się oprzeć jest jego i koniec i to cieszy i daje kopa na dalsze działanie. Nigdy nie zapomnę pewnego Pana tak po 40-stce, tak spodobał mu się mój renifer, że nie chciał iść dalej nic oglądać, tylko stwierdził, że musi go mieć już i koniec i żona kupiła mu w prezencie - oboje z mężem, byliśmy zafascynowani
. Bo że dzieci porywają moje zabawki, przytulają, mówią "moja" i tatusiowie muszą po prostu płacić, to już się przyzwyczaiłam:). Ale tak dzieje się tylko na jarmarkach, a poza nimi ciężko dotrzeć do ludzi.