przez greg » wtorek, 31 sty 2006, 18:47
Moim zdaniem problem leży w tym, że nie dla wszystkich "dobro Polski i jej obywateli" ma tę samą treść. Co innego znaczy to dla Rydzyka, a co innego dla Millera. Tak jest też na tym forum: ja pragnę Polski zupełnie innej niż niejaki "oli" albo "miki". I powiem więcej: nie chciałbym dożyć kiedykolwiek czasów, kiedy znowu będzie tylko jedna obowiązująca wykładnia tego, co jest dobre dla Polski i Polaków. Wolę kłótliwą różnorodność, a nie narzuconą jedność, jakakolwiek by ona nie była, czerwona, czarna czy biała. Ja nie marzę o tym, żeby wszyscy myśleli tak samo, ale żebyśmy uzgodnili między sobą pewne minimum wspólnych wartości, a w pozostałych sprawach uzgodnili sposób podejmowania decyzji, które nie będą kwestionowane natychmiast po ich podjęciu. I jeszcze jedno: nie wydaje mi się, żeby politycy byli jakąś specjalnie kłótliwą i zepsutą grupą społeczną, oni są tacy jak społeczeństwo, są jego reprezentacją rónież w sensie psychologicznym. Popatrz wokół siebie, wszyscy na wszystkich warczą i podkładają sobie nogi...