Wybraliśmy się na film "Pod Mocnym Aniołem" - film mocny więc średnia wieku 50+ i można było mieć nadzieję na spokojne filmu obejrzenie. Tymczasem prócz "Popkornowców" (którzy wprawdzie wkurzają smrodem, ale za to spożywają w ciszy), pojawili się "Czipsowcy" i "Paluszkowcy" otwierający szeleszczące paczuszki, które szeleszczały przy każdym sięgnięciu po zdrową i pożywną przekąskę na przemian przez panią i przez pana, i przez panią i przez pana... i tak przez pół filmu.
Czy mam błędne mniemanie, że do kina chodzi się na film?
Dlatego uprzejmie proszę o wytłumaczenie mi czy do kina chodzi się po to, żeby się nażreć?!