Materiałów ciekawych nie mam, ale wspomnieniami mogę się podzielić. Są o tyle zabawne że ten okres spędziłem w szkole wojskowej
Ponieważ czasy były dość surowe, więc czasu wolnego mieliśmy 2 godziny dziennie (kto nie chce niech nie wierzy) O okrągłym stole wiedzieliśmy stąd, że codziennie chcąc nie chcąc oglądaliśmy dziennik TV. Obchodziło nas to tyle co zeszłoroczny śnieg. Co do rzekomego upartyjnienia WP z tego okresu (bo to rzecz istotna) wyglądało to tak: W jakiś czas po rozpoczęciu szkolenia na którymś tam apelu dowódca kompanii zadał pytanie kto NIE CHCE BYĆ CZŁONKIEM ZSMP? Wobec braku zgłoszeń, wszystkich nas zapisano do ZSMP Tak przebiegła moja kariera "partyjna" aż do czasu kiedy po paru miesiącach nastąpiły wybory przewodniczącego. Tu już tak łatwo nie było. Każdy miał świadomość, ze stanowisko przewodniczącego będzie się wiązało z jakąś papierologią, a dodatkowa robota mogła oznaczać że z 2 godzin dziennie czasu wolnego zostanie 1. Rzecz jasna chętnych nie było. Ktoś zaproponował (złośliwie) jednego z kolegów, ten odmówił. Padła kolejna propozycja, też odmowa kandydowania. Gęba dowódcy kompanii zrobiła się purpurowa. I wtedy jakiś (bodaj go zaraza) cymbał zaproponował mnie.
Wstałem z pełną świadomością że jeśli odmówię, dowódca kompanii wciągnie mnie nosem. Dlatego zacząłem taktownie: "Dziękuje za uznanie i zaufanie, jednak moje dni w ZSMP są już policzone, więc muszę z żalem zrezygnować". Świat się nie zawalił. Następny po mnie zaproponowany nieszczęśnik przyjął zaszczytne stanowisko, bo już nic głupszego niż ja nie zdołał wymyślić. Tak zostałem działaczem opozycji, bo jako jedyny w kompanii przestałem być członkiem ZSMP. Dodam jeszcze że nigdy mnie za to nie internowano, ani w żaden sposób nie szykanowano. W ogóle działanie ZSMP i PZPR w wojsku oceniam jako stuprocentowa fikcję.
No i w takiej to mniej więcej atmosferze nastał czas okrągłego stołu. Po okrągłym stole (który nie zapisał się w mojej pamięci dosłownie niczym) przyszły jednak słynne wybory. O powadze sytuacji niech świadczy to, że wówczas po raz pierwszy przemówił do nas oficer polityczny ośrodka płk Niepamiętamjakmutam. Facet o wyglądzie doktora Goebbelsa w nienagannym mundurze tytułując nas wbrew oczywistym faktom panami oficerami długo i elokwentnie wyjaśniał dlaczego to musimy koniecznie głosować za PZPR. Opozycja miała nas jakoby powywieszać na latarniach. Jakoś nie dostrzegłem przerażenia. Chyba środowisko nie bardzo podatne na straszenie było
Potem przyszedł dzień głosowania. Spędziłem go z miotłą w dłoni, bo pomimo ciszy wyborczej mieliśmy pod murem regularnie rozsypywane ulotki, które mój pluton pracowicie zamiatał i wrzucał w kubeł. Regularnie tez byliśmy nawoływani przez przechodzących cywili( z gałązkami w klapach jak na wiejskim weselu) tekstami w rodzaju: " ulotki pozamiatajcie, ale głosujcie na nas". Odpowiadaliśmy zwykle tekstami w rodzaju "spierd...j bucu" Zaśmiecanie naszego rejonu było permanentne i wkurzające. Po podliczeniu głosów po raz drugi i ostatni w życiu ujrzeliśmy pułkownika Niepamiętamjakmutam. Był załamany dosłownie i widocznie. Głos mu się autentycznie łamał. Oświadczył nam ze wyniki tych wyborów są dla niego osobista klęska i powodem do poważnych przemyśleń. Wyniki były miażdżące dla PZPR. Nie pamiętam konkretów, ale dostało im się chyba tyle głosów ilu było politruków, z pewnością poniżej procenta. Myślę że pułkownik Niepamiętamjakmutam szczerze i do końca wierzył w raporty swoich podwładnych politruków o 100procentowym upartyjnieniu i szczerym oddaniu idei socjalizmu. Dopiero wyniki wyborów otworzyły mu oczy. Z pewnością wtedy na auli mówił szczerze co myślał. Aż takim dobrym aktorem raczej nie był. Więcej grzechów nie pamiętam