przez Nebelwerfer » poniedziałek, 22 sty 2018, 10:10
Jest takie podstawowe prawo logiczne, które mówi, że jeśli scenariusz pisze/poprawia Ilona Łepkowska, to wychodzi z tego kolejne dzieło Ilony Łepkowskiej, w stylu, do którego zdążyła nas przyzwyczaić. Ta kobieta z jednej strony odpowiada za sukces "Klanu" czy "M jak Miłość", z drugiej - jest źródłem niekończącej się beki z sztywnych dialogów, nierealnych postaci i beznadziejnych rozwiązań fabularnych (śmierć Mostowiakowej w kartonach, itd.). Ktoś wymyślił, że "Korona Królów" to jednak będzie telenowela, a nie serial przygodowy, więc wrzucono jej temat do obróbki. Zmusiłem się do ok. 15 minut i moim zdaniem, jest to kompletnie niestrawny klocek, ale wcale nie gorszy od innych seriali, w których sympatyczna p. Ilona maczała palce. To z grubsza to samo drewno.
Szczegółów historycznych (czy już wtedy jedzono kaszę z miodem, czy znano taką modlitwę, itd.) nie oceniam, bo w tym gatunku nie jest to zbyt ważne. Bardziej niszczy gra aktorska, gdzie mimika aktorów jest bardzo współczesna, bardziej młodzieżowa niż we "współczesnych" serialach, coś w rodzaju "Rodzinki.pl". Kompletnym nieporozumieniem są dialogi, nie jestem koneserem telenowel, ale wydawało mi się, że w tym gatunku mało się dzieje, ale dużo gada. Klasyką tych południowoamerykańskich produkcji było, że bohaterka przez 3 odcinki zastanawiała się, czy iść na imprezę, przegadując ten dylemat z 929360178 postaci, albo przez 10 odcinków rozkminiała, czy bardziej kocha Miguela, czy jednak Leoncia. W Koronie Królow ani się nie dzieje, ani się nie gada. Nie wiem w sumie co ma być atrakcją tego widowiska - może właśnie ta kasza, która pojawia się chyba w każdym odcinku albo watki modlitewne. Dialogi to jest nawet nie konkret, tylko esencja z zagęszczonego konkretu, np.:
- Matko, mam dziecko z nieprawego łoża, muszę je ukryć.
- Nigdzie go nie ukryjesz.
- Ale matko...
- Zrobisz, jak powiedziałam.
- OK.
cięcie, kolejna scena. Załóżmy, że ktoś dostrzega czającego się wroga. Jest to okryte dialogiem w stylu:
- Zobacz, tam chyba kryje się wróg.
- Właśnie widzę.
Aż chciałoby się oddać paszport.
Śmiesznie wyszło w sumie, bo najpierw Kurski obiecywał, że zrobi narodowego Netflixa, później stękał, ze nie ma budżetu, który umozliwiłby mu nakręcenie "Gry o tron", a później pojawił się ten serial, no i bida z nędzą wyłania się z każdego kąta. Nie chodzi wcale o budżet, ale całość - kostiumy rodem z H&M, gra aktorska rodem z jasełek szkolnych, dialogi i fabuła obrażające inteligencję widza, fatalnie (jak w większości polskich filmów) zrealizowany dźwięk. No i na deser, realizm, a w zasadzie jego brak. Wpada koleś z wieściami dla dworu, po jakiejś bitwie. Oczywiście jest czysty, wyprasowany, niespocony nawet, zero zadyszki. Wraca po bitwie jak Rysio z kursu na taryfie na pomidorówkę w domowych pieleszach. Gdzieś w tle wydarzeń odbywa się bitwa pod Płowcami, ale nie ma o niej żadnej większej wzmianki - ani się nikt nie szykuje, ani z tej bitwy nie wraca, ani się nią nie podnieca. I tak dalej. Kloc przeokrutny, ale powtórzę raz jeszcze, od Klanu czy MjM to nie odstaje, tyle tylko że nieudolna transpozycja historyczna bardzo kłuje w oczy i uszy.
"Ludzie , tacy jak Nebelwerfer to woda na młyn dla wrogich Polsce sił..." - necia55